Hyundai zmienia swoją taktykę. Marka, która lubowała się w samochodach na wodór zwiększy produkcję aut napędzanych za pomocą energii elektrycznej.
Hyundai do tej pory bardzo mocno stawiało na samochody napędzane przy pomocy wodoru. Producent obserwował jednak wzrost popularności takich marek, jak chociażby Tesla i zdecydował się nieco zmienić plany na najbliższą przyszłość – zwiększy produkcję pojazdów napędzanych energią elektryczną. Cel jest prosty: utrzymać konkurencyjność, na dynamicznie zmieniającym się rynku.
Hyundai uruchomi nowe linie produkcyjne
Firma pochodząca z Korei Południowej planuje uruchomić dwie nowe linie produkcyjne, które będą w pełni dedykowane samochodom elektrycznym. Pierwsza z nich zacznie działać już w 2021 roku, podczas gdy druga rozpocznie pracę trzy lata później, w 2024 roku. Jeden z liderów konglomeratu Hyundai Motor Group, Euisun Chung zaczał organizować spotkania z firmami takimi, jak Samsung, LG oraz SK Group – największymi markami produkującymi akumulatory oraz części elektroniczne potrzebne do elektrycznych samochodów.
Jak ujawniono, celem rozmów z koreańskimi producentami była chęć zabezpieczenia przez Hyundai akumulatorów przeznaczonych do samochodów elektrycznych. Samsung, LG oraz SK Group, oprócz Hyundai, obsługują również tak duże marki, jak Tesla, Volkswagen oraz General Motors.
Co istotne, sprawa nie doczekała się oficjalnego komentarza ze strony przedstawicieli koreańskiego przedsiębiorstwa.
Milion samochodów elektrycznych rocznie
Plany związane ze sprzedażą samochodów elektrycznych, to dalekosiężna i bardzo ambitna wizja. Firma chce dostarczać do konsumentów około miliona samochodów elektrycznych każdego roku, docelowo podnosząc udział w rynku do poziomu 10%. Będzie to jednak niezwykle trudne zadanie, co obrazują ubiegłoroczne dane. W 2019 roku Hyundai sprzedał około 86 tysięcy samochodów elektrycznych. Dla porównania, Tesla sprzedała ponad 367 tysięcy sztuk swoich aut napędzanych energią elektryczną.
Koreańskie firmy, nie tylko z branży motoryzacyjnej, niejednokrotnie udowadniały, że chcieć to móc, a droga od pozycji kopciuszka do rynkowego hegemona może zająć mniej niż przypuszczałby najbardziej śmiały analityk. Czy w przypadku elektromobilności będzie podobnie? To pokażą najbliższe lata.