Mimo, że rynek baterii dla Internetu Rzeczy ma urosnąć w ciągu kilku lat o ponad 11%, nie ustają próby przedefiniowania tej kategorii biznesu. Wi-Charge podejmuje taką próbę i przyznam, że zapowiada się ona obiecująco.
Marcin w tekście o rosnącym rynku baterii przytoczył jeszcze kilka innych ciekawych liczb, które odnoszą się do rynku baterii dla IoT (Internetu Rzeczy). Jedni skupiają się na ustabilizowanej sytuacji z perspektywami na wzrosty, inni szukają nowych rozwiązań, które mają szansę zrewolucjonizować zastygłą branżę. Być może rewolucją będą długo wyczekiwane baterie grafenowe albo elastyczne akumulatory z kryształów fosforu?
Rewolucja z powietrza
Powyższe przykłady są jednak niczym Volkswagen Golf – mimo coraz nowszych rozwiązań, wciąż ta sama koncepcja. Na szczęście pomysłowość nie zna granic i niektórzy, zamiast udoskonalać znaną formułę, poszukują nowych możliwości. Tak powstał pomysł Wi-Charge, który energię chce przesyłać bezprzewodowo. Ktoś powie, że to nie jest nic nowego, ale zdaje się, że nie tą ścieżką chcą podążać znani na rynku producenci. Kim więc są ci odważni z Wi-Charge?
Wschodnie Silicon Valley
Wi-Charge od początku rokował bardzo dobrze. Rozwijany w Izraelu od 2012 r. startup stworzył technologię bezprzewodowego ładowania na odległość. Za swoje pomyły firma była już wielokrotnie nagradzana na branżowych imprezach. Ich sztandarową technologią jest AirCord. Jest to nic innego jak wiązka światła podczerwonego, które – przy zastosowaniu odpowiednich nadajników – będzie w stanie naładować jakikolwiek sprzęt, który będzie wyposażony w kompatybilny odbiornik.
Może się wydawać, że podobną funkcję wykonuje ładowanie bezprzewodowe w standardzie Qi. Jest to jednak nieco mylne, ponieważ Qi wymaga, by urządzenie było odpowiednio ułożone i znajdowało się w konkretnym miejscu.
AirCord również ma pewne ograniczenia, ale pomimo tego pozwala na swobodę korzystania ze sprzętu. Na pewno użytkownik nie będzie ograniczony kablami. Pewną niedogodnością jest możliwość przesłonięcia wiązki świtała – co nie wydaje się zbyt trudne. Jeśli jednak nadajnik zostanie umieszczony w odpowiednim miejscu nie będzie to stanowić problemu. Dobrze rozplanowane rozmieszczenie nadajników nie wymaga ich przestawiania. Dlatego Wi-Charge proponuje, by ich nadajniki umieszczać na przykład w… kloszach lamp wiszących.
To nie prototyp
Obecnie w ofercie W-charge znajdują się cztery nadajniki: R1, Ruby, KIIK, Lights. Każdy z tych nadajników oferuje inne parametry, ale łączy je to, że każdy może obsłużyć wiele odbiorników. Obsługiwany obszar waha się od 46 do 130 m2 i zapewnia ładowanie urządzeń oddalonych od źródła prądu od 4 do 10 metrów. Takie parametry już dziś wykraczają poza zwykłe potrzeby zapewnienia odpowiedniej ilości energii dla wszelkich urządzeń.
To dobry prognostyk na przyszłość, w której według specjalistów, każdy z nas będzie posiadał w swoim domu co najmniej kilkadziesiąt urządzeń z niewielkimi bateriami. Idealnie wpasowują się w to produkty z kategorii Internetu Rzeczy. Ładowanie ich wszystkich w tradycyjny sposób, nawet, jeśli z reguły są to urządzenia niezwykle energooszczędne, może nastręczać trudności. Wi-Charge z ich produktami ma sprawić, że raz uruchomione urządzenie nie będzie wymagało ładowania.
Tam, gdzie są nadajniki, tam też muszą być odbiorniki. Wi-Charge nie ogranicza się w żaden sposób i proponuje całą gamę pomysłów. Począwszy od zestawów dla inteligentnych głośników, przez obudowy smartfonów, aż po zintegrowane panele np. w kuchennym kranie. Można w sumie powiedzieć, że system AirCord jest podobny do rozwiązań stosowanych w technologii paneli słonecznych.
Nie tylko ciekawostka
Przyznam, że pomysły firmy z Izraela bardzo mi się podobają i z chęcią je wypróbuję, kiedy będą szeroko dostępne na ryku konsumenckim. Wi-Charge ze swoim AirCord interesuje mnie nie tylko jako ciekawostka, ale także jako rozwiązanie kilku palących problemów. Większość tych problemów zdążyliśmy już zaakceptować, ale akceptacja w tym przypadku nie przynosi pożytku, ale ogromną szkodę. Otóż godzimy się na to, by zużyte baterie i ich akcesoria zaśmiecały nasze środowisko.
Już w tym momencie ładowanie bezprzewodowe na odległość w dużej mierze rozwiązuje ten problem, ponieważ działanie systemu AirCord nie wymaga dodatkowych kabli i akumulatorów dostosowanych do różnych typów urządzeń. W przyszłości nawet bateria nie będzie potrzebna. Oczywiście nie sprawdzi się to w urządzeniach, które przemieszczają się razem z nami. Ale dla całej gamy sprzętów Internetu Rzeczy, które będą połączone świetlnym „kablem”, baterie staną się zbędne.
Energia z powietrza to przyszłość
Mimo, że jako ludzie nauczyliśmy się już mnóstwa rzeczy, zdaje się, że wciąż nie potrafimy odpowiednio szybko pracować nad obiecującymi technologiami. Sytuacja pandemii koronawirusa pokazała, że potrafimy działać w presji. Gdyby tak wykorzystać ten potencjał w normalnych warunkach i tworzyć przydatne rozwiązania możliwie najszybciej, z pewnością żylibyśmy w świecie, jaki wyobrażali sobie autorzy literatury fantastycznej w swoich książkach.
Wi-Charge pokazuje swoimi rozwiązaniami, że proste rozwiązania, które wyszły z użycia, wciąż mają w sobie nieodkryty potencjał. Jeśli przyszłość ułoży się po myśli izraelskiej firmy, do łask powrócą charakterystyczne elementy znane z urządzeń wyposażonych z sławny niegdyś protokół łączności IrDA.