Google pokazało, skąd wie, kiedy dokładnie użytkownik dotrze na miejsce podczas korzystania z nawigacji oraz Map. Za całym procesem stoi olbrzymia ilość danych oraz oczywiście – sztuczna inteligencja.
Google twierdzi, iż każdego dnia użytkownicy korzystając z Map pokonują ponad miliard kilometrów dróg. W swoim poście na blogu, amerykański gigant podzielił się, w jaki sposób wykorzystuje zebrane dane, aby lepiej przewidywać dokładny czas przyjazdu na miejsce. Okazuje się, że wszystko zależne jest od informacji oraz ich odpowiedniego przetworzenia przez sieci neuronowe.
Google i DeepMind łączą siły
Google połączyło swoje siły z DeepMind, aby opracować odpowiednie modele uczenia maszynowego, które pozwalają na świetne przewidywanie. W tym celu firmy zbierają dane dotyczące ruchu drogowego na bieżąco – są one pobierane ze smartfonów z Androidem. Firma wykorzystuje także historyczne dane o ruchu drogowym, jak również informacje na temat ograniczeń prędkości czy obecnie trwających remontów. Tym samym Google jest w stanie lepiej i szybciej ocenić za użytkownika czy pokonanie kawałka autostrady będzie szybsze, zamiast wybierać krętą, krótszą drogę.
Wykorzystanie algorytmów sztucznej inteligencji od DeepMind w przypadku Google miało poprawić przewidywania w Mapach o 50 procent. To rewelacyjny wynik.
Pomimo trwającej pandemii COVID-19, Google zaktualizowało także swoje algorytmy, które biorą pod uwagę spadki ruchu oraz inną płynność przemieszczania się użytkowników.
Na ratunek – supersegmenty
Modele sztucznej inteligencji pomagające przy szacowaniu czasu dojazdu opierają się o supersegmenty. Każdy supersegment, to nic innego, jak skupiska sąsiadujących ulic, które dzielą się informacjami na temat natężenia ruchu w poszczególnych obszarach. Google twierdzi, iż supersegmenty mają dynamiczne, zmieniające się rozmiary i każdy z nich pobiera terabajty danych w czasie rzeczywistym. Dzięki odpowiedniemu mapowaniu firma jest w stanie lepiej przewidzieć i przystosować swoje algorytmy do podania użytkownikowi odpowiedniej wartości na ekranie.
Trzeba przyznać, że brzmi to bardzo logicznie i jednocześnie… fascynująco.