Robot o

Recenzja Dreame L20 Ultra. To mój ulubiony robot sprzątający

Lokowanie produktu

Zauważyłam, że testując kolejne roboty odkurzające zwracam uwagę na różne aspekty, a opróżnianie nieczystości i czyszczenie podkładek mopujących zaczęłam uważać za standard, bez którego trudno jest mi się obyć. Do tego mam dwa długowłose kotki (ragdolle), które gubią sierść na potęgę, dzięki którym jestem w stanie porządnie przetestować każdy odkurzacz. Sprawdźmy, jak w boju radzi sobie najnowszy przedstawiciel portfolio marki Dreame – Dreame L20 Ultra.

Spory udział w podwyższeniu moich oczekiwań względem robotów odkurzających ma Dreame L10s Ultra, który uważany jest przeze mnie za wzór praktycznie bezobsługowego urządzenia – odkurza, mopuje i sam się czyści. Jestem jego (zadowoloną) użytkowniczką od prawie roku, więc jak tylko pojawiły się informacje na temat jego następcy, byłam nim żywo zainteresowana. 

Dreame L20 Ultra, bo o nim mowa, gości w moich czterech ścianach już od trzech tygodni – to dobry moment, by podzielić się z Wami opinią na jego temat.

Dreame L20 Ultra vs Dreame L10s Ultra

Z racji tego, że z Dreame L10s Ultra korzystam dzień w dzień od wielu długich miesięcy, nie wyobrażam sobie, by w recenzji jego następcy nie pochylić się dłuższą chwilę nad porównaniem obu modeli. Zwłaszcza, że zmian – na lepsze – zaszło w Dreame L20 Ultra naprawdę dużo. A to też ciekawe, bo wydawało się, że tak świetnego sprzętu nie da się ulepszyć. A jednak!

Zacznę od kwestii chyba najmniej spodziewanych, ale za to maksymalnie użytecznych. Tuż przy miejscu na worek na nieczystości w stacji dokującej (mającego objętość 3,2 l), mamy dodatkowo przegrodę na zapasowy worek. Nawet nie wiecie, jak bardzo taki dodatek cieszy – zwłaszcza osobę taką, jak ja, która nigdy nie wie, gdzie położyła zapasowe worki… bo też nie trzeba ich zbyt często wymieniać (średnio co ok. 2 miesiące). Dla mnie – ogromna zmiana na plus.

Dreame L20 Ultra

Druga równie istotna, a w codziennych porządkach dużo bardziej znacząca, to mop na wysięgniku MopExtend, który ma umożliwiać sprzątanie w odległości 2 mm od listew przypodłogowych i innego rodzaju przeszkód. W recenzji L10s Ultra wspominałam, że podczas mopowania urządzenie zostawia nieco przestrzeni przy krawędzi, których nie jest w stanie umyć. Tymczasem w L20 Ultra mop się wysuwa, dzięki czemu o takich sytuacjach nie może być mowy.

Zmianie uległa też wielkość stacji dokującej, która teraz jest wręcz ogromnych rozmiarów – ta z L10s była optymalna, natomiast teraz mamy do czynienia ze sprzętem, na który potrzeba naprawdę dużo miejsca. Mierzy dokładnie 60,65 × 42,6 × 49,9 cm (vs 42,3 x 34 x 56,8 cm), a w celu uzupełnienia informacji dodam, że jego waga to 13,3 kg (vs 8,9 kg).

Dreame L20 Ultra

Stacja jest większa nie bez powodu. Zmianie uległa bowiem pojemność zbiorników na wodę – w przypadku wody czystej mamy 4,5 l (było 2,5 l), a wody brudnej – 4 l (było 2,4 l). W przypadku braku możliwości podłączenia urządzenia do sieci wodno-kanalizacyjnej i automatycznego pobierania wody z sieci i opróżniania nieczystości (taka opcja dostępna jest w Chinach), powiększenie zbiorników jest jak najbardziej dobrym rozwiązaniem dla osób, które mają spore powierzchnie do mycia w domu. W mieszkaniu mniejsze pojemniki również sprawdzały się bez zarzutu – i tak musimy je uzupełniać i opróżniać (a zwłaszcza opróżniać) na bieżąco po każdym myciu.

Co do samego robota, tu również zaszło sporo zmian. Moc ssania wzrosła z 5300 do 7000 Pascali, pojemność akumulatora wzrosła z 5200 do 6400 mAh, a podkładki mopujące podnoszą się już nie na 7, a do 10,5 mm. Pojemność zbiornika na kurz została bez zmian – 350 ml, podobnie jak zbiornika na wodę – 80 ml. Nieco zmieniły się wymiary fizyczne (35 x 35 x 10,38 cm vs 35 x 35 x 9,7 mm) i waga (4,3 kg vs 3,7 kg).

Dreame L20 Ultra

Zawartość zestawu sprzedażowego i eksploatacja

Dreame 10s Ultra pokazał mi, jak duże może być pudełko, w którym przychodzi do nas robot sprzątający. Tymczasem… opakowanie Dreame L20 Ultra, jak się pewnie domyślacie, jest jeszcze większe. 

W zestawie, poza samym robotem i stacją dokująco-ładująco-opróżniającą, otrzymujemy szczotkę boczną, okrągłe podkładki mopujące i detergent, dzięki któremu podłogi nie tylko będą umyte, ale też delikatnie pachnące. W zestawie znajdują się też dwa worki na nieczystości – jeden do natychmiastowego wykorzystania, drugi jako zapasowy.

I to właściwie tyle, jeśli mówimy o zawartości zestawu. Z jednej strony – czy można oczekiwać więcej? Z drugiej – przydałaby się jeszcze choć jedna zapasowa szczotka boczna. 

Dreame L20 Ultra

Fajnym dodatkiem jest też szczotka, pomagająca utrzymać robota i jego części eksploatacyjne w porządku. W Dreame L20 Ultra jest nawet specjalne miejsce na nią – tuż obok detergentu pod klapą stacji ładującej. Fajna sprawa – zawsze jest pod ręką i trudno ją zgubić.

Po trzech tygodniach regularnego użytkowania (odkurzania co dzień lub dwa, mopowania dwa razy w tygodniu) poziom zużycia poszczególnych części wygląda następująco: filtr – 9%, szczotka boczna – 7%, szczotka główna – 5%, nakładka mopa – 4%, detergent – 5%.

Jeśli chodzi o samą jakość wykonania, zarówno stacji ładującej, jak i robota, zdecydowanie nie mogę się do niczego przyczepić. Co prawda przeważa tu tworzywo sztuczne, ale to jest dobrej jakości i trudno powiedzieć o nim cokolwiek złego.

Osobiście cieszy mnie też wykończenie robota – poprzednik był błyszczący, podczas gdy L20 Ultra jest matowy, dzięki czemu łatwiej jest utrzymać samego robota w czystości.

Aplikacja

Aby wykorzystać pełnię potencjału Dreame L20 Ultra, należy zainstalować aplikację DreameHome. I ujmę to tak: jeśli wcześniej nie mieliście do czynienia z tak zaawansowanym odkurzaczem autonomicznym, jest szansa, że liczba dostępnych funkcji przysporzy Was o zawrót głowy. Ale spokojnie, nad tym wszystkim da się szybko zapanować – trzeba jedynie poświęcić aplikacji kilka chwil, by poznać jej wszystkie zakamarki.

Strona główna aplikacji składa się z dwóch zakładek: najczęściej używanych funkcji (u mnie: kamera w czasie rzeczywistym, rozpoczynanie czyszczenia, dokowanie) oraz skróty (w moim przypadku: mopowanie po zamiataniu, ale może być ich więcej). Po tapnięciu w podobiznę odkurzacza przenosimy się do konkretnych ustawień.

Z mojego punktu widzenia istotne są dwa ustawienia. Pierwsze to udostępnienie aplikacji osobom mieszkającym z nami pod jednym dachem, by nie prosiły za każdym razem o uruchomienie odkurzania czy mopowania, gdy będą mieć takie życzenie. Druga rzecz to włączenie funkcji kontroli rodzicielskiej, która odpowiada za brak reakcji przycisków fizycznych – zarówno tych na stacji, jak i bezpośrednio na robocie. 

Nie mam dzieci, ale trochę, jakbym miała. Mam bowiem 4-miesięcznego kociaka, który uwielbia wskakiwać na stację zasilającą (a stamtąd na płytę indukcyjną… ;)). Stąd też konieczność zablokowania przycisków, bo pierwotnie zdarzyło się, że a to uruchomił odkurzanie, albo… odsysanie nieczystości, po którym uciekał na drugi koniec mieszkania. 

W każdym razie zmierzam do tego, że każdorazowe kliknięcie przycisku automatycznie powoduje pojawienie się komunikatu głosowego (w języku polskim!), że przyciski są zablokowane i co trzeba zrobić w celu ich odblokowania. Osobiście najchętniej zrezygnowałabym z takiego komunikatu, bo muszę go słuchać co najmniej kilka razy dziennie… 😉

I też właśnie ze względu na koty (jeśli dobrze policzyliście to wiecie już, że mam ich łącznie trzy) czasem uruchamiam kamerkę w odkurzaczu, by zobaczyć, gdzie są i co robią. I tu znowu – każdorazowo pojawia się komunikat z robota mówiący o tym, że kamera jest uruchomiona. Rozumiem, kwestie prywatności, ale stosując to rozwiązanie przy zwierzętach dodatkowo je stresujemy – zwłaszcza, gdy nie ma nas w domu.

Jak to w przypadku chyba wszystkich robotów tego typu bywa, po pierwszym przejeździe po mieszkaniu tworzy mapkę i automatycznie dzieli pomieszczenia na pokoje. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by ten podział zmienić, jeśli coś nam nie pasuje. A przyda się ze względu na możliwość wysyłania robota do roboty w wyznaczonych pokojach lub… nawet wskazanych strefach.

W ustawieniach mapy możemy też wskazać strefy zakazane i wirtualne ściany, jak również edytować obszar, meble czy nawet dywany. Co też ważne, odkurzacz jest w stanie zapamiętać do czterech różnych map, dzięki czemu można go używać w wielopiętrowym domu.

Nie będę rozpisywać się na temat wszystkich funkcji, dostępnych z poziomu aplikacji DreameHome, bo właściwie mogłabym przekleić wszystko to, co napisałam przy okazji recenzji Dreame L10s Ultra, którą opublikowałam dla Was na łamach Tabletowo. Postaram się jednak rozwinąć temat niektórych z nich w następnych akapitach.

Dodam jeszcze tylko, że Dreame L20 Ultra można podłączyć również do aplikacji Xiaomi Home, przy czym jest jedno zasadnicze ograniczenie – z jej poziomu nie ma opcji podglądu z wykorzystaniem kamery robota. I jeszcze ważna uwaga: jednocześnie urządzenie można mieć sparowane z jedną aplikacją.

Dreame L20 Ultra – odkurzanie

Zanim rozpoczniemy cykl sprzątania, musimy z poziomu aplikacji wybrać, co właściwie chcemy w danej chwili robić – odkurzać, mopować czy może jedno i drugie. A zatem przeklikujemy się przez najważniejsze ustawienia: wybieramy tryb (zamiatanie, mopowanie lub zamiatanie i mopowanie), siłę ssania, czyli nic innego, jak tryb działania (cichy, standardowy, mocny lub turbo), kolejność czyszczenia – możemy zdefiniować, które pokoje będą po kolei odkurzane / mopowane, jak również ustawić stopień odkurzania i mopowania inny dla każdego z pomieszczeń (jak również liczbę cykli sprzątania – do 3x).

Po moim mieszkaniu jeździły przeróżne roboty odkurzające i największą zmorą w niektórych przypadkach było obijanie się o drzwi, listwy przypodłogowe i meble. Zresztą, jeden z droższych modeli, dostępnych na rynku kilka lat temu, zostawił po sobie trwałe ślady na wymienionych przeze mnie powierzchniach. Na szczęście Dreame L20 Ultra spokojnie dojeżdża do nich i je omija lub lekko się od nich odbija i jedzie w innym kierunku.

Skuteczność sprzątania oceniam pozytywnie. W moim mieszkaniu jest kilka dywanów z krótkim włosiem, podłogi pokryte panelami i gres, a do najczęstszych zanieszczyszczeń trzeba zaliczyć koci żwirek, kocią sierść, włosy i oczywiście codziennie osadzający się kurz. Z każdym z tych elementów Dreame L20 Ultra radzi sobie bardzo dobrze, choć… bardzo brakuje mi drugiej szczotki bocznej.

Bo właściwie główna rzecz, do której mogłabym się przyczepić w przypadku Dreame L20 Ultra, gdy mówimy o skuteczności odkurzania, to obecność tylko jednej szczotki bocznej. Przy czterech kuwetach w domu i żwirku rozsypanym co krok (jak porozrzucane LEGO w mieszkaniach, gdzie są dzieci…) jedna boczna szczotka czasem nie wystarcza – przydałaby się druga. Wszystko przez to, że szczotka boczna potrafi nie zamieść całości pod szczotkę główną, w efekcie rozrzucając żwirek w inne miejsce.

Dodam też, że szczotka boczna potrafi się wypiąć. Nie do końca wiem, w jakich okolicznościach, ale kilkukrotnie znalazłam ją wypiętą po zakończeniu cyklu sprzątania w biurze, podczas gdy robot już dawno był w stacji ładującej. Nie wiem czy któryś kot w tym procederze maczał palce, ale warto, byście wiedzieli, że takie sytuacje mają miejsce.

Dreame L20 Ultra

A jak jest z omijaniem przeszkód? Przed każdym cyklem sprzątania usuwam z podłóg wszelkie kocie zabawki i piłeczki, które robot mógłby wciągnąć. Z moich testów wynika jednak, że większe przeszkody omija bezproblemowo, ale po mniejszych potrafi przejechać. Nie znalazłam pod ręką klocka LEGO, ale postanowiłam zrobić test żelki – swoją drogą, pytanie czy robot powinien ją traktować jako przeszkodę, czy jednak zanieczyszczenie podłogi? Wygląda na to, że jako to drugie – i tak też potraktował.

Jako imitację klocka LEGO posłużył mi kawałek plastiku o wymiarach 4,5 x 0,7 x 1,1 cm. Odkurzacz go nie wciągnął, ale przejechał po nim i ciągnął kawałek za sobą – w efekcie musiałam zastopować czyszczenie i go usunąć spod robota. Na plus natomiast zaliczam eksperyment z miękką kocią piłeczką, którą Dreame L10s Ultra wciągał, a Dreame L20 Ultra bezproblemowo omija.

Dodam też, że odkurzacz po wykryciu kociego ogona na swojej trasie skutecznie go omija (tak, mój najmłodszy kociak nie robi sobie nic z tego, że obok odkurzacz sprząta; pozostałe dwie uciekają).

Odnoszę też wrażenie, że w kable Dreame L20 Ultra zaplątuje się mniej lub po prostu lepiej je wykrywa. Podczas testów zdarzyło mi się to zaledwie dwa czy trzy razy przy założeniu, że znajdują się w dokładnie tym samym miejscu, z którym musiał sobie poradzić poprzednik i plątał się częściej.

Podczas sprzątania w miejscach, które tego wymagają, włączają się diody LED, dzięki którym robot jest w stanie lepiej poradzić sobie ze sprzątaniem. Co więcej, wykrywając przeszkody robi im zdjęcie (jeśli zezwolimy na to w aplikacji), dzięki czemu możemy później sprawdzić co przeszkodziło mu w odkurzeniu danej przestrzeni.

Co najważniejsze z mojego punktu widzenia, Dreame L20 Ultra nie ma problemów z odsysaniem zanieczyszczeń do stacji, co – ze względu na wszechobecny żwirek i kocią sierść – jest sporym osiągnięciem. Prawdą jest bowiem, że sporo robotów sobie z tym nie radzi i otwór odsysający się blokuje.

Przyzwyczaiłam się już do tego, że zazwyczaj ustawiam mocny tryb ssania. W tym trybie odkurzacz działa przez ok. godzinę i odkurza ok. 27 m2 powierzchni, do których zaliczają się dywany, panele i niewielki kawałek gresu. Po zaliczeniu takiego cyklu sprzątania, odkurzacz ma jeszcze 53% zapasu energii. Liczby te potrafią się między sobą różnić o kilka minut i kilka % w każdą ze stron w zależności od cyklu sprzątania.

Korzystanie z CleanGenius w trybie ostatecznym w przypadku mojego mieszkania trwa 66 minut i zjada ok. 50% baterii. Przy czym niespecjalnie się z nim polubiłam – wolę jednak korzystanie z czyszczenia zindywidualizowanego, w którym mogę wybrać dokładne ustawienia czyszczenia, etc., a nie zdawać się na automatykę.

Uruchomienie mopowania w trybie “dogłębne mopowanie” kończy się po 46 minutach, zużyciu kolejnych 7% energii i przejechaniu 18 m2 powierzchni.

Dreame L20 Ultra – mopowanie

Przed rozpoczęciem mopowania wypadałoby się przeklikać przez ustawienia robota. Jest to istotne zwłaszcza dla jednej opcji – wysuwania podkładki mopującej. Domyślnie bowiem ta wysuwa się inteligentnie i raczej rzadko. Zauważyłam, że właściwie nie widać różnicy względem Dreame L10s Ultra, który tego wysięgnika nie ma – oba zostawiają sporą przestrzeń między robotem a ścianami.

Aby to zmienić, trzeba przeklikać się do ustawień, gdzie znajdziemy ustawianie inteligentnego mopowania, a tam – automatyczne wysuwanie ścierki, które może działać w jednym z trzech trybów, spośród których tylko “wysoka częstotliwość” powoduje wysuwanie ścierki mopa podczas każdego zadania czyszczenia.

Tryby mopowania możemy wybrać trzy: wodooszczędne, standardowe lub dogłębne. Być może dla niektórych dobrą opcją okaże się ta środkowa, ale to mopowanie dogłębne uznaję za to, które rzeczywiście ma sens. To właśnie w tym trybie robot zmniejsza odstępy między kolejnymi przejazdami, jak i prędkość czyszczenia czy wreszcie poziom wilgotności podkładek mopujących.

Tak, jak w poprzedniku, podkładki mopujące obracają się z prędkością 180 obr./min i dociskają do mytej powierzchni. Nowością w Dreame L20 Ultra jest opcja automatycznego demontażu i ponownego montażu podkładek mopujących. Ma to zastosowanie na przykład gdy ustawimy samo odkurzanie – wtedy podkładki mopujące zostają w stacji. 

Ale też w ustawieniach robota można zaznaczyć, by ten podczas mopowania wracał do stacji po wykryciu dywanów, zostawiał podkładki mopujące w stacji, by – nawet przypadkiem – nie moczyć dywanów, i po zakończonym odkurzaniu wraca do stacji i montuje je automatycznie.

No dobrze, ale do rzeczy. Przed rozpoczęciem mopowania musimy uzupełnić zbiornik czystej wody, z którego ta pobierana jest do zbiornika wewnątrz robota automatycznie. 80 ml (takiej pojemności jest zbiornik) to dość niewiele, przez co robot musi wracać do stacji w celu uzupełnienia wody, jak i czyszczenia podkładek mopujących.

Co ważne, odbywa się to sprawnie i bezproblemowo. W aplikacji możemy ustawić czy ma to robić po wyczyszczeniu konkretnego obszaru (od 10 do 15 m2), czy według stref (robot wróci do stacji po czyszczeniu każdej strefy). W mojej opinii druga opcja jest rozsądniejsza w celu zachowania mokrych podkładek, które rzeczywiście mogą mopować kolejne przestrzenie.

Samą skuteczność mopowania uznaję za bardzo dobrą. Odświeżenie podłogi to dla Dreame L20 Ultra żaden problem, podobnie jak usunięcie plamy po kawie czy soku. Z zaschniętą karmą dla kotów może być większy problem, ale przy ustawieniu trzykrotnego czyszczenia tego samego miejsca jest w stanie sobie poradzić. Ogólnie mopowanie jak najbardziej na plus.

Wspominałam, że przed rozpoczęciem mopowania należy uzupełnić zbiornik na wodę czystą, tak samo po zakończeniu mopowania trzeba opróżnić pojemnik z wodą brudną (możecie być naprawdę zdziwieni, jak brudna woda na Was czeka…). Robot oczywiście sam wraca do stacji, gdzie automatycznie myje podkładki i je suszy. 

Podsumowanie

Nie zdziwię się, jeśli niektórzy z Was stwierdzą, że Dreame L20 Ultra jest odkurzaczem ostatecznym. Skutecznie odkurza, mopuje i jeszcze sam się czyści. A do tego mopuje przy krawędziach, dzięki zastosowanemu wysięgnikowi podkładki mopującej, jak i potrafi zostawić je w bazie, gdy włączone jest tylko odkurzanie lub gdy użytkownik postanowi, że tak ma robić za każdym razem po wykryciu dywanów.

Dreame L20 Ultra w momencie publikacji recenzji kosztuje 5499 złotych. W tej cenie – która jest niższa niż w premierowa cena poprzednika – uważam, że to zdecydowanie trafiony wybór. Jeśli szukacie uniwersalnego robota, który jest właściwie bezobsługowy, to już wiecie, jaki model warto wybrać.

_

Dreame L20 Ultra do testów podesłał dystrybutor urządzenia w Polsce – INNPRO. Firma nie miała wpływu na moją opinię na temat testowanego produktu.

Robot o
Recenzja Dreame L20 Ultra. To mój ulubiony robot sprzątający
Zalety
skuteczność sprzątania
automatyczne opróżnianie nieczystości z robota
mopowanie
automatyczne czyszczenie podkładek mopujących i ich demontaż
wykrywanie dywanów podczas mopowania
czas pracy
wygląd i jakość wykonania
możliwość wykorzystania podglądu z kamery robota
omijanie przeszkód
komunikaty głosowe i aplikacja w języku polskim
intuicyjna aplikacja do obsługi (a nawet dwie)
wsparcie dla Alexa, Siri i Google
Wady
duża stacja, ale za to funkcjonalna, jak żadna inna
szkoda braku drugiej szczotki bocznej
brak informacji na temat dostępności akcesoriów zamiennych
9.5
Ocena