Recenzja Jimmy HW10. Fajny, ale nie dla każdego

Recenzja Jimmy HW10. Fajny, ale nie dla każdego

Odkąd przekroczyłam 30-tkę zaczęły cieszyć mnie dziwne rzeczy – w sensie takie, o których wcześniej zapewne bym nawet nie pomyślała. Zaczęło się od dywanu do salonu, później przyszedł czas na sprzęt myjący do okien Karcher, a teraz… małą radością stał się Dreame L10S Ultra. Czy do tego grona dołączył Jimmy HW10, z którego mam okazję korzystać już prawie pół roku? Zapraszam na jego recenzję.

Przez moje mieszkanie przejeżdża sporo robotów sprzątających, ale to iRobot Roomba i7+ pełnił straż na co dzień najdłużej (pomimo swoich wad, które – powiedzmy – z biegiem czasu i bardziej obitymi listwami przypodłogowymi zaakceptowałam). Później przesiadłam się na wspomnianego wyżej Dreame L10S Ultra i nie wyobrażam sobie już bez niego życia. O ile jednak odkurzacz automatyczny spełnia swoją rolę na co dzień, to czasem aż się prosi, żeby w różne zakątki wjechać odkurzaczem tradycyjnym lub… no właśnie, ręcznym.

Jimmy HW10 to sprzęt 3w1 – odkurzacz pionowy, który odkurza na sucho i na mokro (ale czy myje?), ale również odkurzacz ręczny. Ale jak to?! Ano tak to – część, w której umieszczony jest silnik i bateria, odpowiadające za działanie urządzenia, umieszczone zostały w odczepianym odkurzaczu ręcznym, dzięki czemu możemy odkurzyć sobie półki na książki czy inne zakamarki.

Jimmy HW10 do testów dostarczył sklep Geekbuying.

No bo właśnie – w zestawie z odkurzaczem otrzymujemy szereg przeróżnych koncówek do odkurzacza. To chyba dobry moment, by wymienić zawartość pudełka sprzedażowego – będziecie w szoku, bo jest tego naprawdę sporo:

  • końcówka do tapicerki,
  • końcówka szczelinowa,
  • elektryczna głowica do materaców,
  • szczotka czyszcząca powietrzem,
  • wałek dywanowy,
  • środek czyszczący 480 ml,
  • baza ładująco-magazynująca,
  • zasilacz…
  • …a przydałyby się jeszcze zapasowe filtry, których niestety nie ma.

W zestawie jest też podręcznik użytkownika, czyli nic innego, jak instrukcja obsługi, z którą wyjątkowo naprawdę polecam się zapoznać. Sama jestem osobą, która z reguły po te mniej lub bardziej grube papierzyska sięga rzadko lub wcale, ale w tym przypadku to zrobiłam, bo różnych przycisków i połączeń w tym sprzęcie jest masa i początkowo może to wręcz przytłaczać.

Warto jeszcze dodać, jaka jest pojemność poszczególnych pojemników – zbiornik na wodę czystą ma 0,5 l, na wodę brudną – 0,4 l, a na kurz – 0,2 l. Możecie być w szoku, jak wiele kurzu zbierzecie po jednym przejechaniu materaca, na którym śpicie… ja byłam! I od tego momentu częściej sięgam po odkurzacz ręczny, by odświeżyć materac.

Ale właśnie – codzienne użytkowanie Jimmy HW10

Żeby móc korzystać z Jimmy HW10, po wyjęciu z pudełka trzeba poskładać ze sobą wszystkie puzzle – co na pierwszy rzut oka wcale nie jest łatwe. Z pomocą przychodzi wspomniana instrukcja obsługi, która naprawdę wiele rozjaśnia – wystarczy się z nią raz zapoznać, żeby później wiedzieć, czego nie szarpać na siłę, by przypadkiem nie zepsuć ;). A konstrukcja zdaje się być dość delikatna, dlatego podchodziłabym do niej bez większego użycia siły.

Odkąd po mieszkaniu jeździ robot inteligentny, sięganie po odkurzacz tradycyjny stało się u mnie rzadkością. Zdarzają się jednak sytuacje, w których aż prosi się, by po niego sięgnąć – zwłaszcza, gdy coś się rozleje. Wtedy można sięgnąć po Jimmy’ego i kilkoma ruchami załatwić sprawę. Zwłaszcza w przypadku wersji ręcznej z różnorodnymi końcówkami potrafi sobie poradzić z różnymi scenariuszami – odkurzanie tapicerki w samochodzie, mebli czy materaców – nie ma problemu.

Jeśli chodzi o mycie podłóg, tu musicie poznać zasadę działania. Nie jest bowiem tak, że zakładamy mokre wałki, które następnie myją podłogi. Woda rozpylana jest przez nas punktowo, korzystając z przycisku znajdującego się w pobliżu uchwytu odkurzacza. Im więcej rozpylimy wody, tym bardziej mokry stanie się wałek – to raczej jasne. Im bardziej mokry, tym lepiej będzie radził sobie z zabrudzeniami.

Musicie jednak być świadomi tego, że HW10 nie dojedzie do każdej krawędzi – przez wzgląd na swoją budowę, zostawia ok. centymetr po bokach.

No dobrze, a na ile skuteczny jest testowany odkurzacz? Aktualnie na rynek europejski dopuszczane są wyłącznie odkurzacze o mocy do 900 W, tymczasem Jimmy HW10 charakteryzuje się mocą silnika 400 W. Moc ssania w jego przypadku to z kolei 18000 Pascali. 

W rzeczywistości sprawdza się dobrze – podłogi są dobrze odkurzone i odświeżone, materace odpowiednio wyczyszczone, a z dywanami (pod warunkiem zmiany szczotki na dywanową) – również radzi sobie poprawnie.

Zapomniałabym – Jimmy HW10 wyposażony jest w asystenta głosowego, który domyślnie jednak jest dość głośny (można zmienić jego głośność, na szczęście) i wydaje komendy jedynie w języku angielskim – dość szybko zdecydowałam się na jego wyłączenie, gdyż okazał się dla mnie zupełnie zbędnym dodatkiem. Ale sam fakt, że jest, zasługuje na pochwałę.

A po zakończonym sprzątaniu… sprzęt sam się oczyści. No, prawie

Najwięcej zabawy jest z doprowadzeniem urządzenia do porządku po zakończeniu sprzątania – do opróżnienia jest kilka pojemników niezależnych od siebie, jest przy tym sporo zabawy i trzeba poświęcić sporo czasu.

Zawsze w odkurzaczach pionowych odpychało mnie to, że trzeba je ręcznie czyścić po każdym sprzątaniu – zwłaszcza w przypadku urządzeń, które dodatkowo odświeżają podłogi na mokro. Nie lubię tego robić i nic na to nie poradzę. Na pierwszy rzut oka Jimmy HW10 ten problem rozwiązuje. Wszystko za sprawą mechanizmu czyszczącego, który cały proces oczyszczania wałka, a następnie jego osuszania, przeprowadza za nas.

Po zakończonym cyklu sprzątania wystarczy opróżnić pojemnik na wodę brudną i pojemnik na nieczystości, uzupełnić wodę czystą tak, by było jej co najmniej pół zbiornika, a następnie uruchomić proces automatycznego czyszczenia (pamiętając, by wszystkie pojemniki były na swoim miejscu). Proces rozpoczyna się poprzez dłuższe przytrzymanie przycisku znajdującego się w górnej części uchwytu. 

Podczas procesu oczyszczania z krawędzi bazy wypryskiwana jest woda wprost na wałek, któremu należy się odświeżenie. Proces ten trwa kilka minut, a następnie przechodzi w osuszanie wałka – to z kolei trwa już nawet kilka godzin. Nigdy nie dotrwałam do końca cyklu, bo jest dość głośny.

No dobrze, ale z jakim skutkiem czyszczony jest wałek? Różnym. Wszystko zależy od tego, co i z jakim skutkiem sprzątaliśmy. Jeśli jest to po prostu odkurzenie i odświeżenie podłogi na mokro, czyszczenie wałka to pikuś. Dużo gorzej jest, jeśli mówimy o czymś na kształt kociego żwirku, płatków śniadaniowych czy innych tego typu rzeczy. Dlaczego?

Ano dlatego, że są to rzeczy, które pod wpływem kontaktu z wodą stają się lepkie i przywierają do wałka – nie ma szans, by przeszły do pojemnika na nieczystości. To też powoduje kolejny mankament – zapycha się szczelina, która odpowiada za odprowadzanie ich do zbiornika.

Trudno zatem nazwać ten sprzęt maksymalnie uniwersalnym i bezobsługowym – czasem trzeba do niego zajrzeć i czyścić ręcznie, by uniknąć wspominanych sytuacji.

Warto też zauważyć, że konstrukcja wałka sprawia, że nie jest w stanie zebrać nieczystości z wszelkiego rodzaju szczelin w podłodze.

Czas pracy i ładowania

Jimmy HW10 został wyposażony w wymienny akumulator o pojemności 3800 mAh – w bardzo łatwy sposób można go zdemontować i założyć kolejny, by kontynuować cykl sprzątania (ale, nie, zapasowego akumulatora nie ma w zestawie).

Do naszej dyspozycji są dwa, a właściwie trzy tryby intensywności pracy – lajtowy, maksymalny i automatyczny, w którym to odkurzacz sam dostosowuje moc do sprzątanych powierzchni. Psikus polega jednak na tym, że gdy już urządzenie przełączy się na tryb o maksymalnej mocy, to później długo zajmuje mu przejście na niższe obroty – a przynajmniej było tak w większości przypadków moich cykli odkurzania.

I, tak, dzięki temu wiem, że Jimmy HW10 w trybie pionowym na najwyższych obrotach (to jest tryb “dywanowy” – nie ma w nim znaczenia, jaką powierzchnię sprzątacie – włącza się automatycznie nawet na gresie czy panelach…) pracuje przez ok. 17 minut (co ciekawe, producent deklaruje 20 minut), przy czym gdy procent baterii spada do minimum, odkurzacz przełącza się w niski tryb “floor”, który pozwala nam jakby dosprzątać ewentualne miejsca, których wcześniej nie zdążyliśmy odkurzyć. 

Czas pracy różni się w zależności od tego, czy korzystamy z odkurzacza pionowego czy ręcznego oraz w jakim trybie. Deklaracje producenta są następujące:

tryb dłuższytryb krótszy
odkurzacz ręcznytryb eco: 80 minuttryb max: 35 minut
odkurzacz pionowytryb “podłogowy”: 40 minuttryb “dywanowy”: 20 minut

Samo ładowanie urządzenia trwa… wieki. Producent deklaruje, że jest to pięć godzin, a ja jestem w stanie w to uwierzyć – niestety, nigdy nie udało mi się utrafić z zegarkiem w ręku w moment zakończenia ładowania. Wiem natomiast, że od 2% do 53% ładowanie trwa dokładnie 2 godziny i 35 minut, co oznacza, że wspomniane 5 godziny może być realne do osiągnięcia.

Podsumowując

Jimmy HW10 pod wieloma względami pozytywnie mnie zaskoczył, ale chyba najbardziej swoją przemyślaną konstrukcją (możliwość wypięcia odkurzacza ręcznego z pionowego), bogatym zestawem sprzedażowym i systemem autooczyszczania wałka – fajny bajer, ale niestety nie jest idealny. Do tego, mimo swojego ciężaru (7 kg) prowadzi się całkiem wygodnie, dzięki czemu sprzątanie za jego pomocą może stanowić frajdę.

Z drugiej strony jednak mam sporo wątpliwości – przede wszystkim mam obawę o wytrzymałość tych wszystkich elementów, które wymagają wypinania i wpinania co jakiś czas – zwłaszcza o piny łączące odkurzacz ręczny z pionowym, ale też o łączenia pojemników na wodę brudną czy kurz. Być może są to nieuzasadnione obawy, ale jakoś nie daje mi to spokoju i mam to z tyłu głowy.

Z rzeczy na minus przede wszystkim jednak głośność pracy na maksymalnych obrotach – momentami jest aż nie do zniesienia. No i oczywiście czas ładowania, który – w stosunku do czasu pracy – jest strasznie długi. Chcąc zrobić gruntowne porządki nie ma mowy, by ogarnąć mieszkanie na jednym ładowaniu – a na naładowanie się trzeba czekać i czekać…

No nic, ogólnie Jimmy HW10 zrobił na mnie bardzo fajne wrażenie i wydaje mi się, że do moich zastosowań sprawdza się co najmniej dobrze. Bo właśnie – w tym wszystkim pamiętajcie, że tego typu sprzęt nie każdemu będzie pasował, zwłaszcza z tym zestawem zalet i wad (z naciskiem na te drugie).

Jimmy HW10 standardowo kosztuje ok. 2999 złotych, natomiast często można go spotkać w promocjach za ok. 2299 złotych. Zakupu możecie dokonać w sklepie Geekbuying, który podesłał sprzęt do testów.

Recenzja Jimmy HW10. Fajny, ale nie dla każdego
Recenzja Jimmy HW10. Fajny, ale nie dla każdego
Zalety
uniwersalność - odkurzacz ręczny, ale i podłogowy
odkurzanie i mopowanie
różne tryby działania (z czego maksymalny najbardziej efektywny)
samoczyszczenie wałka
Wady
dysza, przez którą przechodzą nieczystości do zbiornika, lubi się zapychać
plastikowe elementy, których trwałość stoi pod znakiem zapytania
nie ma opcji, by wyczyścił szczeliny (choćby w kafelkach)
głośność pracy
bardzo krótki czas pracy na jednym ładowaniu
...i długi proces ładowania
7
Ocena