W ostatnich kilku dekadach dziura ozonowa była gorącym tematem – nie tylko w środowisku naukowym, ale także medialnym. Jak się okazuje, ta na Antarktydzie jest największa od 2015 roku. To chyba niezbyt dobrze?
Dziura ozonowa jest największa od 2015 roku
Dziura ozonowa nad Antarktydą ma aż 26,4 km2 powierzchni, a to naprawdę, naprawdę dużo – jest bowiem największa od 7 lat. Mimo tej wartości naukowcy twierdzą, że jej rozmiar wskazuje na tendencję spadkową, co oznacza, iż dziura maleje. To dobrze, bo jak podaje NASA, w 2006 roku dziura była największa w historii, co w głównej mierze było spowodowane działalnością człowieka.
„Dziura ozonowa” to stosunkowo nowe pojęcie, bo jego geneza sięga lat 80. ubiegłego wieku. Ozon (O3) jest niczym innym jak trójatomowymi cząsteczkami tlenu razem – gazu tego typu nie ma zbyt wiele w atmosferze, a pomimo tego ma ogromny wpływ na Ziemię.
Warstwa ozonu tworzy istny koc dla naszej planety, który pochłania najbardziej szkodliwe promieniowanie ultrafioletowe UV ze Słońca. Gaz rozciąga się w środkowej części stratosfery – w tzw. ozonosferze na wysokości 14,5 – 29 km nad powierzchnią. Warstwa powstaje, gdy promieniowanie UV „rozbija” tlen (O2) na pomniejsze dwa atomy, które łączą się z innymi cząsteczkami tlenu.
Jest dobrze, a będzie lepiej
Powstawanie dziury ozonowej jest następstwem naturalnych procesów – ozon jest zarówno niszczony, jak i produkowany w stratosferze. Jednak to działalność człowieka spowodowała szybszą degradację warstwy ozonowej. Pierwiastki takie jak chlor i brom, wykorzystywane do technologii chłodzących, mają bezpośredni wpływ na to, że dziura ozonowa się powiększa. Jak podaje Agencja Ochrony Środowiska (EPA), jeden atom chloru jest w stanie zniszczyć 100000 cząsteczek ozonu.
Jednak odpowiednie działania człowieka sprawiły, że dziura ozonowa cały czas się zmniejsza – w porównaniu z rokiem 1980, w atmosferze jest obecnie 50% mniej substancji niszczących ozon. Jeśli tendencja się utrzyma, warstwa ozonowa zostanie „naprawiona” do 2070 roku.