Recenzja Baseus Bowie MA20. Co potrafią słuchawki TWS za 200 złotych?

Recenzja Baseus Bowie MA20. Co potrafią słuchawki TWS za 200 złotych?

Baseus to coraz bardziej zyskujący popularność producent akcesoriów mobilnych. Marka zasłynęła przede wszystkim produkcją dobrej jakości ładowarek, kabli oraz powerbanków w przystępnych cenach, a na fali wznoszącej postanowiła sukcesywnie rozszerzać portfolio. I tak oto, jedną z nowszych kategorii produktowych w ofercie Baseusa są słuchawki, zarówno nauszne, jak i prawdziwie bezprzewodowe – w tym Bowie MA20 – które to są bohaterem tego testu.

Bowie MA20 to najświeższe słuchawki true wireless w ofercie marki – na polskim rynku zadebiutowały raptem parę tygodni temu. Są one bardzo korzystnie wycenione, a konkretniej na 189 złotych. W tej cenie oferują aktywną redukcję hałasów, do 38 godzin pracy na baterii i wsparcie dla aplikacji do zarządzania. Jak więc spisują się w praktyce i czy są godną rozważenia propozycją w tej klasie cenowej? Przekonajmy się.

Specyfikacja techniczna Baseus Bowie MA20:

  • audio: przetwornik dynamiczny o średnicy 10 mm z membraną pokrytą tytanem,
  • aktywna redukcja hałasów i tryb transparencji,
  • łączność: Bluetooth 5.3, kodeki SBC i AAC,
  • cztery mikrofony do rozmów i ANC,
  • bateria: 50 mAh w jednej słuchawce – do 8 godzin, 400 mAh w etui – do 38 godzin,
  • wodoodporność: IPX6,
  • obsługa aplikacji Baseus.

Cena Baseus Bowie MA20 w momencie publikacji recenzji wynosi 189 złotych.

Zawartość zestawu

Muszę przyznać, że gdybym nie znał ceny Baseus Bowie MA20, patrząc na ich pudełko stwierdziłbym, że są sporo droższe. Słuchawki docierają do nas w całkiem sporym, estetycznym opakowaniu, utrzymanym w biało-żółtej kolorystyce. Na całym pudełku nie zabrakło oczywiście sporej ilości informacji o kluczowych cechach produktu.

Wewnątrz, poza samymi słuchawkami w etui ładującym, znalazł się krótki przewód do ładowania, zakończony złączami USB i USB typu C oraz oczywiście gumki, łącznie trzy pary w rozmiarach S, M i L. Są tutaj również dodatkowe silikonowe nakładki na krawędź słuchawek w ilości dwóch par.

Baseus Bowie MA20

Konstrukcja i wzornictwo

Chwytając w dłoń etui ładujące słuchawek Baseus Bowie MA20 raczej dość szybko możemy wydedukować, że mamy tu do czynienia z produktem uplasowanym na niższej półce. Nie zrozumcie mnie źle, to wcale nie oznacza, że jakość wykonania jest tragiczna – bardziej określiłbym ją jako adekwatną do ceny. Samo wzornictwo może się niektórym spodobać, bowiem słuchawki nie wyglądają jakoś specjalnie nudno.

Futerał został wykonany w przeważającej części z matowego plastiku w kolorze czarnym. Tworzywo jest akceptowalnej jakości, a spasowanie nie daje mi powodów do narzekania – nic tutaj się nie ugina pod naciskiem, choć zawias klapki nieco się chybocze na boki i skrzypi. Bryła przypomina nieco owal, niestety, jego gabaryty nie należą do najmniejszych, przez co noszenie w kieszeni spodni nie jest zbyt komfortowe. Na froncie znalazła się dioda LED, zaś z tyłu złącze USB typu C oraz przycisk do parowania.

Góra klapki etui została pokryta czarnym, błyszczącym tworzywem z naniesionym logo Baseus. I tu ukazuje się problem – element ten wręcz dramatycznie się rysuje i w moim przypadku już w pierwszych dniach zaczęły pojawiać się na nim pierwsze rysy, a teraz jest ich jeszcze więcej, nie tylko na górnej części. Całościowo wygląda to po prostu nieciekawie. Żeby była jasność, nie katowałem słuchawek, korzystałem z nich absolutnie normalnie, to też dziwi mnie, że etui tak szybko się porysowało.

Same słuchawki to dość klasyczna, obła konstrukcja ze spłaszczonym frontem, na którym umieszczono panel dotykowy i pierścień LED, informujący między innymi o przejściu w tryb parowania. Na krawędzi znalazło się wyżłobienie, w którym umieszczamy silikonowe skrzydełko, które ma za zadanie lepiej utrzymywać słuchawkę w uchu – a skoro już przy tym jesteśmy, możemy przejść do następnej kwestii.

Wygoda użytkowania i ergonomia

Nie będę trzymać Was w niepewności, bo to nie ma najmniejszego sensu – Baseus Bowie MA20 to po prostu wygodne słuchawki. Nie wyróżniają się ani najwygodniejszą konstrukcją na rynku, ani też nie należą do skrajnie niewygodnych, są po prostu wygodne na czwórkę z minusem w szkolnej skali.

Co prawda nie należą one do najmniejszych, jeśli chodzi o samą bryłę, ale są na tyle dobrze wyprofilowane, by nie sprawiały problemów natury ergonomicznej. Słuchawki odstają nieco od małżowin, ale nie nad wyraz mocno, przez co nie przeszkadzają pod tym względem. Podczas testów użytkowałem je zarówno przy kilkunastominutowych, szybkich odsłuchach, jak i podczas dłuższych sesji, sięgających 2-3 godzin.

Podczas krótkiego użytkowania nie dawały mi one jakichkolwiek powodów do narzekania. Zaznaczam jednak, że gdy w grę wchodziło dłuższe słuchanie, zdarzały się sytuacje, że odczuwałem lekki ucisk w górnej części małżowiny. Nie było to skrajnie uciążliwe i bynajmniej nie dyskwalifikowało całkowicie Baseus Bowie MA20 z użytkowania. Często wystarczyła chwila przerwy, aby znowu poprawnie leżały w uszach.

Baseus Bowie MA20

Łączność i obsługiwane kodeki

Za komunikację słuchawek Baseus Bowie MA20 z urządzeniami odtwarzającymi odpowiada Bluetooth 5.3 z obsługą kodeków SBC oraz AAC – nie ma tu żadnego aptX ani LDAC, ale w tej cenie nie spodziewałem się niczego innego. W teorii, według specyfikacji słuchawki powinny obsługiwać tryb multipoint Baseus Smart Connect, jednak jego działania z niewiadomych przyczyn nie udało mi się wymusić.

W ogólnym rozrachunku słuchawki poprawnie łączyły się z moimi urządzeniami. Parę razy zdarzyły mi się delikatne szarpania odtwarzania i drobne, słyszalne artefakty czy szumy. Nie pojawiało się to jednak za każdym razem i nie było tutaj żadnej zależności z tym, jakiego urządzenia w danym momencie używałem. W większości przypadków zarówno stabilność połączenia, jak też zasięg nie dawały mi większych powodów do narzekania i pozwalały na swobodne poruszanie po mieszkaniu bez noszenia telefonu.

Jeśli zaś mowa o latencji, czyli opóźnieniach w synchronizacji między obrazem, a dźwiękiem, to nie odnotowałem, by było na tyle wysokie, by utrudniało na przykład oglądanie filmów. Oprócz tego, w aplikacji znalazła się opcja włączenia dodatkowego trybu niskiej latencji. A jeśli już wspomniałem o aplikacji, to teraz możemy do niej przejść.

Baseus Bowie MA20

Aplikacja Baseus – fajnie, że jest, ale…

Jest to dla mnie pewne (pozytywne) zaskoczenie, że słuchawki poniżej 200 złotych oferują wsparcie dla aplikacji zarządzającej. Mowa tutaj o oprogramowaniu o oczywistej nazwie Baseus – apkę możemy pobrać bez problemu zarówno na Androida, jak też na iOS.

Aplikacja nie należy do wybitnie skomplikowanych, bo też nie ma tutaj nad wyraz ogromnej ilości funkcji. Ale po kolei. Interfejs został spolszczony, jednak zrobiono to… niekoniecznie poprawnie. Znalazłem co najmniej kilka translacji, które są absolutnie nielogiczne i wyglądają, jak przepuszczone przez najbardziej beznadziejnego tłumacza. Dostałem jednak zapewnienie od przedstawiciela Baseusa, że zgłoszone przeze mnie błędy wkrótce powinny zostać poprawione.

Podczas testów oprogramowanie miewało też czasem humorki, które objawiały się problemami z połączeniem się słuchawek z aplikacją, mimo że z samym telefonem były one połączone. Wówczas musiałem czasem parokrotnie wymusić jej zamknięcie i uruchomić ponownie.

Gdy już przejdziemy z ekranu głównego do naszych słuchawek, naszym oczom ukazuje się oczywiście grafika je przedstawiająca, a tuż pod nią stan naładowania lewej i prawej pchełki oraz samego etui. Niżej znalazły się trzy główne kafelki, odpowiadające kolejno za ustawienia kontroli hałasu, equalizera i gestów. W sekcji o nazwie dźwięk otoczenia zmienimy czy chcemy korzystać z ANC, trybu transprencji, albo z żadnego z nich. W przypadku ANC do wyboru są trzy zdefiniowane tryby oraz personalizowany, pozwalający ustawić samodzielnie siłę redukcji hałasów w skali od 1 do 10.

Klikając w kafelek tryb EQ – jak nietrudno się domyślić – przechodzimy do dostosowywania brzmienia. I tutaj bardzo miłe zaskoczenie, gdyż nie dość, że do wyboru mamy aż dwanaście predefiniowanych ustawień equalizera, to nie zabrakło też możliwości stworzenia własnych, wykorzystując do tego ośmiozakresowy korektor graficzny.

Dalej znalazły się opcje związane ze sterowaniem dotykowym, o czym za chwilę, a tuż pod nimi przełącznik od wspomnianego trybu niskich opóźnień dźwięku. W teorii, klikając w ikonę lokalizacji na samym dole interfejsu, mamy dostęp do ostatniego zapisanego położenia słuchawek, jednakże jest ono w moim przypadku niedokładne. Nie zabrakło też funkcji aktualizacji oprogramowania słuchawek.

Baseus Bowie MA20

Obsługa słuchawek i sterowanie odtwarzaniem

Na pokładzie nie mogło oczywiście zabraknąć sterowania odtwarzaniem z poziomu słuchawek przy pomocy paneli dotykowych, umieszczonych standardowo, na frontach. Do dyspozycji użytkowników Baseus oddaje trzy formy interakcji: dwukrotne oraz trzykrotne stuknięcia i dłuższe przytrzymanie. W przypadku dwóch tapnięć i przytrzymania możemy je dość szeroko dostosować w aplikacji, wedle preferencji.

Domyślne ustawienia po wyjęciu z pudełka wyglądają następująco:

  • dwukrotne stuknięcie: wznów/wstrzymaj odtwarzanie,
  • trzykrotne: asystent głosowy,
  • długie przytrzymanie: tryby dźwięków otoczenia (ANC/transparentny/wyłączony),

To, czego niestety zabrakło, to czujniki zbliżeniowe, które odpowiadałyby za automatyczne wstrzymywanie odtwarzania, gdy wyjmujemy słuchawkę z ucha. Będąc jednak szczerym, patrząc przez pryzmat ceny nie obrażam się o to nad wyraz mocno.

Czas pracy

Od strony technicznej, Baseus Bowie MA20 zostały wyposażone w akumulatory o pojemności 50 mAh w jednej słuchawce, zaś w etui ładującym umieszczono ogniwo 400 mAh. Jak twierdzi producent, taki zestaw ma wystarczyć na 8 godzin ciągłego odtwarzania, a łącznie z futerałem do 38 godzin. Nie zostało jednak uściślone, czy są to czasy z włączonym czy wyłączonym ANC, choć zakładam, że z wyłączonym.

Ze słuchawek korzystałem z reguły z włączoną redukcją hałasów i w takim scenariuszu mogłem liczyć na około 6, do maksymalnie 7 godzin pracy na jednym naładowaniu. Dodając do tego doładowania w etui, całkowicie realnym było uzyskanie łącznie około 30-32 godzin, co koniec końców uznaję za naprawdę dobre wyniki.

Miłe zaskoczenie spotyka nas też, gdy już przychodzi czas na naładowanie słuchawek, bowiem oprócz tego, że możemy je naładować przewodowo poprzez USB-C, producent pokusił się o dodanie także ładowania indukcyjnego. To naprawdę wyjątkowa rzadkość w tej półce cenowej, co uznaję za niewątpliwą, małą, bo małą, ale jednak zaletę.

Proces pełnego ładowania słuchawek wraz z etui zajmuje około dwóch godzin, zatem nie odbiega tutaj od konkurencyjnych modeli. Z kolei szybkie, 10-minutowe ładowanie, pozwala na korzystanie ze słuchawek przez nawet dwie godziny.

Aktywna redukcja hałasów i tryb transparentny

Mimo relatywnie niskiej ceny, nie zabrakło tu ANC, czyli aktywnej redukcji szumów. Baseus twierdzi, że jest ona w stanie izolować do 48 dB niepożądanych hałasów. I już na starcie mogę powiedzieć, że te dane można włożyć między bajki, choć bynajmniej nie oznacza to, że jest tak tragicznie. Jak już wspominałem w sekcji poświęconej aplikacji, do wyboru są tu łącznie cztery tryby siły ANC, w tym manualny ze skalą od 1 do 10.

W ogólnym rozrachunku aktywną redukcję hałasów oceniłbym jako przyzwoita. Przede wszystkim, całkiem dobrze sprawdza się przy izolowaniu niskich dźwięków o stałym charakterze, a więc tych powstających podczas jazdy pociągiem, autobusem czy w samolocie. Wówczas są w stanie realnie odciąć około połowę hałasu, co jest bardzo akceptowalnym wynikiem w słuchawkach, które – przypominam – kosztują mniej niż 200 złotych.

Oczywiście, gdy pojawiają się odgłosy niejednostajne z wyższych zakresów, ANC gubi się i nie zawsze reaguje, że to właśnie te dźwięki powinno wycinać. W efekcie, gdy wokół nas pojawiają się na przykład głośne rozmowy, gwar typowy dla centrum handlowego, słuchawki nie odcinają nas od nich w tak dobry sposób, jak dźwięki powstające w czasie podróży. Odnotowuję, że włączenie ANC potrafi powodować słyszalne szumienie, choć na szczęście jest ono skutecznie zagłuszane, gdy włączamy muzykę.

Na deser został nam jeszcze tryb transparentny, pozwalający słyszeć to, co dzieje się wokół nas bez konieczności wyjmowania słuchawek. Oferuje on, nazwijmy to, akceptowalny poziom. W moim odczuciu dźwięk jest trochę przytłumiony i nieco za cichy, słychać też sporo szumów. Mimo to, nie przeszkadza to w kontrolowaniu otoczenia, usłyszenia przejeżdżającego samochodu itd.

Jakość dźwięku i brzmienie

Reprodukcją dźwięku zajmują się tutaj pojedyncze przetworniki dynamiczne z membraną pokrytą tytanem o średnicy 10 mm. Nie ma tu żadnych wodotrysków w postaci dźwięku przestrzennego, kodeków wysokiej jakości, ani niczego podobnego, ale ponownie – w tej cenie nie ma spodziewać się tego typu bajerów. Przejdźmy do tego, co najważniejsze, czyli brzmienia i jakości dźwięku.

Na domyślnych ustawieniach korektora, brzmienie Baseus Bowie MA20 nie powaliło mnie w żadnym stopniu i było mocno typowe dla słuchawek z niższej półki – ogromna ilość wszechobecnego (wręcz dudniącego) basu, wycofany środek z niewielką ilością detali i obecne, ale sprawiające wrażenie przytłumionych soprany. Stwierdziłem, że skoro w aplikacji znalazł się całkiem rozbudowany equalizer, to warto z niego skorzystać.

Sprawdziłem każdy z dwunastu dostępnych presetów, nie omieszkałem też poeksperymentować z tworzeniem własnych przy pomocy suwaków. Finalnie, optymalne i zadowalające brzmienie uzyskałem używając gotowego ustawienia o nazwie Original – na nim słuchawki grają całkiem przyjemnie i mogą przypaść do gustu użytkownikom. Brzmienie jest słyszalnie bardziej wyważone, siła niskich tonów zmalała, ale bynajmniej nie stały się one anemiczne. Zejście w sub-bas jest przyzwoite, choć zdecydowanie bardziej wybrzmiewa tutaj środkowy bas.

Tony średnie wciąż są ciepłe w barwie, ale podawane bliżej, choć niestety wciąż brakuje tu szczegółowości i rozdzielczości. Góra również zyskała większą bliskość, ale pozostaje łagodna i nie kłuje w uszy. Scena dźwiękowa rozciągnięta jest przede wszystkim na szerokość, ale ogólnie ma dość kameralne rozmiary.

Baseus Bowie MA20

Jakość rozmów

Słuchawki zostały wyposażone w zestaw czterech mikrofonów, a zatem po dwie w każdej ze słuchawek oraz mechanizmy odcinania hałasów zewnętrznych w trakcie połączeń. Jak więc spisuje się taki zestaw w boju? Całkiem dobrze.

Za pośrednictwem Bowie MA20 prowadziłem rozmowy zarówno w domowym, cichym otoczeniu, jak i podczas przebywania w zatłoczonym sklepie, komunikacji publicznej oraz na spacerach. Nie będzie zaskoczeniem, że najlepiej mikrofony sprawdzały się w cichych miejscach – mój głos był dobrze przekazywany do rozmówcy.

Gdy w grę wchodziło głośniejsze otoczenie, zdarzały się sytuacje, że głos mieszał się z hałasem zewnętrznym, który nie zawsze był właściwie odcinany, przez co w efekcie sporadycznie musiałem powtarzać to co mówię.

Podsumowanie – czy warto kupić słuchawki Baseus Bowie MA20?

Czytając tą recenzję mogliście przeczytać zarówno o pozytywnych, neutralnych, jak też nieco negatywnych cechach słuchawek Baseus Bowie MA20. Koniec końców jednak uważam, że jest to naprawdę udana propozycja dla osób, które nie chcą wydać majątku na pchełki true wireless. Cena jest tutaj bowiem istotnym czynnikiem, który przyciągnie klientów do tego modelu.

Zaczynając od pozytywów – czas pracy na baterii wypada bardzo dobrze, a możliwość ładowania indukcyjnego jest czymś wręcz niespotykanym w tej klasie cenowej. Zarówno jakość dźwięku, jak i ANC spisują się przyzwoicie, i ze spokojem mogę je nazwać adekwatnymi do klasy cenowej, choć w przypadku brzmienia polecam jednak poświęcić chwilę na jego podrasowanie. Miło też, że producent nawet dla tak taniego modelu nie zapomniał o wsparciu dla aplikacji do zarządzania z rozbudowanymi opcjami korekcji dźwięku, choć powinna ona zostać bardziej dopracowana w kwestii spolszczenia.

Moim głównym zarzutem jest tutaj przede wszystkim jakość użytych materiałów – czymś mocno nie na miejscu jest, by etui słuchawek wyglądało tak źle po zaledwie paru tygodniach użytkowania, zwłaszcza że były one użytkowane w zupełnie normalny sposób. Trochę szkoda, że zabrakło tu czujników obecności w uchu. Poza tym przyczepić się muszę do trybu multipoint, który rzekomo jest, a w praktyce nijak nie idzie go wymusić.

Odpowiadając na pytanie z nagłówka – uważam, że mając do dyspozycji 200 złotych zdecydowanie warto rozważyć Baseus Bowie MA20, choć nie oznacza to, że będą one jedynym słusznym wyborem w tej cenie.

Recenzja Baseus Bowie MA20. Co potrafią słuchawki TWS za 200 złotych?
Recenzja Baseus Bowie MA20. Co potrafią słuchawki TWS za 200 złotych?
Zalety
bardzo dobry czas pracy
całkiem dobre brzmienie
akceptowalne ANC
dobra wygoda użytkowania
ładowanie indukcyjne
dostępna aplikacja do zarządzania z rozbudowanym EQ
Wady
aplikacja powinna być lepiej spolszczona
przeciętna jakość materiałów, okropnie rysujące się etui
niedziałający tryb multipoint
6.5
Ocena