Inteligentne wkładki wyśledzą każde potknięcie w pracy. Twój szef lubi to

Inteligentne wkładki wyśledzą każde potknięcie w pracy. Twój szef lubi to

Źródło: National University of Singapore

Singapurscy naukowcy opracowali wkładki do butów, które są w stanie lokalizować pracownika i kontrolować każdy jego krok. Intencje są dobre, ale czy przyszłe wykorzystanie też takie będzie? Tu pojawiają się pewne obawy.

Coraz bardziej przyzwyczajamy się do inteligentnych urządzeń w naszym otoczeniu, ale czy jesteśmy gotowi na to, by jedno z nich zagościło we wnętrzu… naszego buta? Inteligentna wkładka to twór przedziwny, który jest efektem współpracy naukowców z National University of Singapore ze specjalistami FlexoSense. Wspomniana firma słynie z produkcji elastycznych czujników i jest niezwykle bliska singapurskiej uczelni, bo ta jest jej współzałożycielem.

Produkt, według autorów, ma być remedium na wypadki w miejscach pracy – czymś, co skutecznie zmniejszy ryzyko. Bez wątpienia wielu szefów przebiera nogami na myśl o wkładkach z wbudowaną lokalizacją, ale czy taki sam entuzjazm podzielą pracownicy, którzy będą je nosić? A może taka technologia stanie się dla nich metaforycznym kamieniem w bucie?

Wkładki naszpikowane technologią sprawdzą każdy twój krok – a nawet to, kiedy siedzisz

Opracowana przez badaczy wkładka tylko na pozór wygląda tak samo, jak ta, którą mamy w swoim bucie. Po dokładniejszych oględzinach można dostrzec, że produkt sygnowany napisem FlexoSense ma wbudowane złącze USB-C, które służy do ładowania. Podziw budzi fakt, że na tak cienkiej powierzchni zaimplementowano sporo elektroniki – jest moduł GPS, jednostka pomiaru bezwładności (IMU) oraz czujniki ciśnienia.

Naturalnie GPS wskazuje dokładną lokalizację użytkownika, a opisane czujniki mają za zadanie monitorować ruchy stopy oraz wszelkie zmiany nacisku podczas chodu, które mogą sugerować potknięcie lub inny nieszczęśliwy wypadek.

Nie mogę teraz wyjść, ładuję moje wkładki (źródło National University of Singapore)

Zbierane w ten sposób dane są na bieżąco analizowane przez specjalne algorytmy. Te zostały zaprogramowane tak, by odróżniały, kiedy osoba upadła, a kiedy tylko się potknęła lub poślizgnęła. Czas wraz z lokalizacją incydentu zostaje przesłany do aplikacji w smartfonie lub do internetowego pulpitu nawigacyjnego. Inteligentna wkładka nie jest kolejną laboratoryjną mrzonką, a innowacją, która jest dobrze dofinansowana i aktywnie testowana we współpracy z Zarządem Portu Morskiego w Singapurze.

Oprócz monitorowania i zgłaszania wypadków technologia ta rozpoznaje codzienne czynności, takie jak chodzenie, stanie i siedzenie, umożliwiając kierownikom identyfikację potencjalnie ryzykownych zachowań. Dodatkowo urządzenie pozwala na tak jednostkowe pomiary, jak ocena poczucia równowagi konkretnego pracownika.

Maksymalizacja bezpieczeństwa czy zwiększanie nadzoru? Moneta ma zawsze dwie strony

Chia Lye Peng, dyrektor generalna FlexoSense tłumaczy, że STF [upadki z poślizgu] są czynnikami generującymi znaczące koszty dla większości firm ze względu na utratę produktywności, wydatki medyczne i koszty administracyjne. Jednak gdzie w tym uzasadnieniu benefit dla jednostki?

Jestem entuzjastą nowych technologii, ale na szczęście dalekim od tego, by każdą napotkaną nowością bezkrytycznie się ekscytować. Doskonale wiem, jak działa marketing i że każdy produkt na świecie można przedstawić za pomocą języka korzyści, a hasło bezpieczeństwo czyni dziś cuda i potrafi skutecznie przekonać ogół społeczeństwa do rozwiązań, które w dłuższej perspektywie znacząco pogorszą jakość życia i uszczuplą szereg dotychczasowych wolności. Chociażby forsowane obecnie CBDC i obrót bezgotówkowy są świetnym tego przykładem.

Podobny problem mam z wkładkami singapurskich badaczy, gdyż z jednej strony na pewno sprawią, że identyfikowanie niebezpiecznych miejsc będzie prostsze, że pracownicy, którzy mają tendencję do takich wypadków, będą przenoszeni na stanowiska o niższym ryzyku, ale wiara, że świat jest tylko dobrym miejscem i każdy żyjący tu człowiek ma wyłącznie etyczne zamiary, jest co najmniej infantylna.

Wszyscy dobrze wiemy, gdzieś głęboko w trzewiach, że takie narzędzie w rękach złego szefa będzie katastrofą, bo pozwoli dosłownie deptać po piętach każdemu pracownikowi i eliminować tych, którzy nie spełniają ustalonych norm. Pozostali będą czuli się osaczeni ciągłym monitorowaniem, co wpłynie niekorzystnie na ich komfort pracy, a w konsekwencji także na ich efektywność.

Wraz z rozwojem technologii powinniśmy mocniej pochylić się nad etyką, by ocenić, gdzie są granice nadzoru. Wczoraj widzieliśmy liczenie uśmiechów przez algorytm, dzisiaj wkładki z lokalizacją, a jutro? Na jutro rozważane jest m.in. czytanie w myślach.

Też myślałem, że to żart, dopóki nie wysłuchałem wykładu zatytułowanego „Ready for Brain Transparency”, w którym Nita A. Farahany opowiada o tym, że sztuczna inteligencja umożliwiła postępy w dekodowaniu aktywności mózgu, o których wcześniej nie myśleliśmy, że są możliwe, obrazując działanie tego systemu animowanym filmem, na którym odczytywane są myśli pracowników biurowych.

Jesteśmy gotowi na taką przyszłość?

Exit mobile version