Coraz więcej osób w Polsce jest zainteresowana samochodem elektrycznym. Co ciekawe, do zakupu elektryka niekoniecznie motywuje wyłącznie bycie „eko”. Główny powód jest inny.
Za każdy przejechany kilometr musimy więcej zapłacić
Wiele niekorzystnych czynników, w tym przede wszystkim sytuacja za naszą wschodnią granicą, sprawiło, że ceny ropy na światowych rynkach mocno podskoczyły. Przełożyło się to na wysokie ceny na stacjach. Jeszcze nie tak dawno za litr benzyny czy oleju napędowego trzeba było zapłacić 8 złotych. Nawet jeśli mamy oszczędny samochód, który spali 6-7 litrów paliwa na każde 100 km, to wciąż mówimy o wysokich kosztach podróżowania.
Co prawda, ceny paliwa zaczęły ostatnio spadać, ale wciąż daleko im do atrakcyjnych. Tutaj właśnie wchodzą samochody elektryczne, które pozwalają odczuwalnie obniżyć koszty jeżdżenia do pracy, a nawet wydatki podczas dalszych wycieczek. Naprawdę tanio robi się, gdy mamy możliwość ładowania w domu – wówczas zapłacimy mniej niż nawet w przypadku posiadania auta z instalacją LPG.
Wciąż mamy jednak podstawowy problem, czyli wysoki koszt zakupu elektryka. Większość osób nie może pozwolić sobie na przesiadkę z auta spalinowego na BEV-a. Warto odnotować, że osób, które najbardziej odczuwają inflację i wzrost cen, a niestety muszą jakoś dojeżdżać do pracy czy pojechać do sklepu na zakupy.
Jakie czynniki motywują Polaków do przesiadki na samochód elektryczny?
Volkswagen, coraz wyraźniej stawiający kroki w świecie elektromobilności, opublikował wyniki badania przeprowadzanego wśród Polaków, które skupia się na głównych czynnikach wpływających na rozważanie zakupu elektryka.
Na pierwszym miejscu (49% głosów) znalazły się wysokie ceny paliwa. Wynik jest interesujący z co najmniej jednego powodu – rośnie liczba osób, które są świadome, że ładowanie samochodu elektrycznego jest tańsze niż tankowanie benzyny w aucie spalinowym.
Kolejnym czynnikiem jest ekologiczność (40%), a podium zamykają niższe koszty eksploatacji BEV-a (31%. W końcu nie musimy martwić się wymianami oleju, co 10 tys. kilometrów czy ewentualną awarią elementów, które występują w samochodach spalinowych i hybrydowych, a których to nie znajdziemy w elektrykach.
Dla polskich klientów ważne są jeszcze następujące czynniki: bezpłatne ładowanie z własnej instalacji OZE (15%), dostęp do najnowszych technologii (15%), niższe koszty serwisowania (11%) i frajda z jazdy elektrykiem (9%).
Używane elektryki niekoniecznie są pożądane
Jeżdżąc po polskich drogach możemy coraz częściej spotkać samochód na zielonych tablicach. Wciąż jednak pod względem popularności daleko im do aut spalinowych, szczególnie, gdy spojrzymy na rynek modeli używanych.
Niskie zainteresowanie używanymi elektrykami potwierdzają wyniki badania opublikowanego przez Volkswagena. Zaledwie 4% respondentów odpowiedziało „zdecydowanie tak” na pytanie dotyczące zakupy używanego BEV-a. Niewiele więcej, bo tylko 9%, wskazało odpowiedź „raczej tak”. Natomiast 20% osób odpowiedziało „trudno powiedzieć”, 27% wybrało odpowiedź „raczej nie”, a aż 40% ankietowanych stwierdziło, że „zdecydowanie nie”.
Na wysoką niechęć może składać się wiele czynników, a jednym z głównych jest słaba oferta. Należy bowiem zauważyć, że jeszcze kilka lat temu wybór elektryków był dość skromny, a jeśli wykluczymy Teslę, to wręcz było mizernie. Dopiero od niedawna największe koncerny motoryzacyjne na poważnie wzięły się za samochody elektryczne, z których większość nie trafiła jeszcze na rynek aut używanych.
Jeśli już jednak ktoś rozważa zakup używanego elektryka, to najczęściej takiego w wieku 2-4 lat (40%). BEV-y w wieku 4-7 lat wskazało 29% osób, nie starcze niż 2 lata wybrało 19% ankietowanych, a modele mające więcej niż 7 lat zdobyły wynik na poziomie 12%.
Przyszłość jest elektryczna, ale musimy jeszcze trochę poczekać
Patrząc na szykowane zmiany, jak chociażby zakaz sprzedaży samochodów spalinowych w Europie po 2035 roku, a także na ogromne inwestycje koncernów motoryzacyjnych, jednego możemy być prawie pewni – przyszłość motoryzacji jest elektryczna.
Dane przedstawione przez Volkswagena potwierdzają rosnące zainteresowanie BEV-ami, ale jeśli chcemy naprawdę dobrych wyników, to musimy poczekać na rozwój infrastruktury. Natomiast jeśli chcemy widzieć sporo „zielonych tablic” w Polsce, to musimy poczekać na rozwój rynku używanych elektryków.