Podróżowanie samochodem elektrycznym, ze względu na liczbę stacji ładowania, nie jest aż tak komfortowe, jak w przypadku aut z silnikiem spalinowym. Co więcej, po drodze może okazać się, że jedna z ładowarek nie działa.
Widać poprawę, ale…
Jeszcze kilka lat temu mogliśmy spotkać się z widokiem naprawdę mocarnych Tesli, które po polskich autostradach poruszały się z prędkością do 90 km/h, jadąc tuż za tirami. W ten sposób ich właściciele odczuwalnie zwiększali oferowany zasięg, aby móc bez problemów dojechać do punktu docelowego.
Na szczęście, widok elektryków ciągnących się za tirami to już przeszłość. Wynika to z rosnącej liczby ładowarek. Niedawno sam miałem okazję sprawdzić, jak wygląda infrastruktura w Polsce. Muszę przyznać, że faktycznie czuć poprawę i to nawet w północno-wschodniej części naszego kraju, która raczej nie należy do czołówki pod względem rozwoju elektromobilności.
Oczywiście wciąż jest sporo do zrobienia, aby korzystanie z elektryka można było określić naprawdę komfortowym. Po pierwsze, liczba ładowarek musi wzrosnąć. Po drugie, brakuje ładowarek, które zapewniają szybkie ładowanie, czyli takich o mocy co najmniej 90-100 kW.
Warto sprawdzić ładowarki przed wyjazdem
Z pewnością nikt nie chciałby znaleźć się w sytuacji, gdy na pustym baku wjeżdża na stację paliwową, która okazuje się być zamknięta. Jeśli w pobliżu nie ma kolejnej stacji lub po prostu resztki paliwa w baku nie pozwolą na przejechanie nawet kilku kilometrów, zostajemy uziemieni. Można tylko ratować się paliwem przyniesionym w kanistrze lub wezwaniem pomocy.
Sytuacja wygląda jeszcze mniej przyjemnie w przypadku samochodów elektrycznych. Nie dość, że kolejna ładowarka może znajdować się kilkadziesiąt kilometrów dalej, to nie mamy możliwości „przyniesienia prądu w kanistrze”. Prawdopodobnie pozostaje tylko wezwanie lawety.
Należy więc sprawdzać dostępność ładowarek w mobilnych aplikacjach, szczególnie gdy wybieramy się w dłuższą trasę. Jak wskazuje serwis elektrowoz.pl, w ciągu ostatnich dni około połowa ładowarek GreenWay DC o mocy 100 kW lub wyższej była wyłączona. Warto dodać, że dotyczyło to również szybkich ładowarek na ważnych trasach – np. między Warszawą a Gdańskiem.
Aplikacja GreenWay wskazuje, że część ładowarek została już uruchomiona, aczkolwiek niektóre wciąż nie są dostępne – np. ładowarka na autostradzie A1 na MOP Malankowo. Należy tutaj zaznaczyć, że niekoniecznie musi to oznaczać, że cała stacja jest wyłączona. Przykładowo na MOP Malankowo nie działa tylko najszybsza ładowarka, a pozostałe są aktywne (2×50 kW i 22 kW).
Dodam, że jeżdżąc samochodami elektrycznymi zazwyczaj korzystam z sieci GreenWay i nigdy nie spotkałem się z nieaktywną ładowarką. Kilka razy zdarzyło się tylko, że ładowarka nie była w stanie dostarczyć pełnej mocy. Mimo tego, przed każdym ładowaniem nauczyłem się już sprawdzać każdą stację w aplikacji – zawsze może okazać się, że ładowarka ma awarię.
Doświadczyłem tego problemu
Niestety, problem dotyczy również ładowarek innych operatorów. Ładowarka Ionity, znajdująca się na autostradzie A2 między Warszawą a Łodzią, często ma awarię i nie działa.
Miałem nieprzyjemność przekonać się o tym dwukrotnie – podjechałem, licząc na naprawdę szybkie ładowanie (moc do 350 kW), ale na miejscu okazało się, że ładowarka jest niesprawna. Na szczęście, kilkanaście kilometrów dalej były dostępne działające punkty ładowania GreenWay.
Jak już wspomniałem, należy więc sprawdzać ładowarki w aplikacjach. Ponadto warto podróżowanie po Polsce oprzeć na przynajmniej dwóch operatorach – np. GreenWay i Orlen.