Zmiany klimatyczne. 1540 ekspertów twierdzi, że żadna katastrofa nam nie grozi
Źródło: Pexels/Markus Spiske

Zmiany klimatyczne. 1540 ekspertów twierdzi, że żadna katastrofa nam nie grozi

Media nieustanie bombardują odbiorniki informacjami o zmianach klimatu, które mają przekształcić naszą planetę w miejsce nie do życia, gdy szybko nie podejmiemy określonych działań. Ale czy na pewno? Czy modele komputerowe rzeczywiście są nieomylne? Istnieje spora grupa naukowców mających odmienne zdanie na ten temat. Według nich nie zagraża nam żadna katastrofa.

Antysystemowi buntownicy czy może głos rozsądku?

Global Climate Intelligence Group (CLINTEL) to niezależna fundacja, która zrzesza ponad 1540 ekspertów z całego świata, mających odmienne zdanie w kwestii zmian klimatu i zagrożeń, jakie ów ze sobą niosą. Organizacja została założona w 2019 roku przez emerytowanego profesora geofizyki Guusa Berkhouta i dziennikarza naukowego Marcela Croka, by przedstawić opinii publicznej odmienne stanowisko wobec powszechnie przyjętej narracji i wywołać debatę, której tak bardzo brakuje w przestrzeni medialnej.

Grupa naukowców twierdzi, że ogrom publikacji naukowych na ten temat jest nierzetelnych i realizowanych stricte pod tezę, że finansujący poprzez granty wywierają nacisk dla uzyskania odpowiedniego efektu, który ma zagwarantować społeczną akceptację dla ponadnarodowych agend, takich jak Agenda 2030 ONZ o zrównoważonym rozwoju.

Zarzut początkowo może szokować, ponieważ większość ludzi z gruntu wierzy w dobre intencje filantropów, rządów, korporacji i organizacji międzynarodowych, ale warto wiedzieć, że historia jest pełna niechlubnych przykładów kupowania badań. Wystarczy cofnąć się do 1937 roku, gdzie jeden z największych koncernów tytoniowych w USA sponsorował lekarzy oraz naukowców, aby ci zachwalali palenie i przedstawiali papierosy jako produkt pozytywnie wpływający na zdrowie i samopoczucie.

Według opublikowanych przez fundację analiz: klimat zmieniał się cyklicznie, a ostatnia mała epoka lodowcowa zakończyła się w 1850 roku. Doświadczamy więc cyklicznego schematu ocieplenia natury i nie ma powodów do niepokoju. W ich treści pojawia się zarzut, że: wiara w wyniki modelu klimatycznego oznacza wiarę w to, co stworzyli twórcy tego modelu. To jest właśnie problem dzisiejszej dyskusji na temat klimatu, w której modele klimatyczne zajmują centralne miejsce. Nauka o klimacie przerodziła się w dyskusję opartą na przekonaniach, a nie na solidnej, krytycznej nauce.

Zmiany klimatyczne? Nie ma zagrożenia – stwierdza CLINTEL

Oczywiście teza ta została uargumentowana. Naukowcy wskazują, że klimat na ziemi zmienia się cyklicznie, a fazy ocieplenia i schłodzenia są procesem występującym od samego początku istnienia planety. Drugi podpunkt deklaracji uderza w tempo zmian klimatu, które są wolniejsze, niż przewidywano. Czytamy w nim, że świat ocieplił się w znacznie mniejszym stopniu niż przewidywał IPCC i że istnieje wyraźna przepaść między zaproponowanym modelem a rzeczywistością.

Według badaczy polityka klimatyczna opiera się na nieodpowiednich modelach, które całkowicie ignorują fakt, że wzbogacanie atmosfery CO2 niesie ze sobą pewne korzyści – gaz ten bowiem jest niezbędny dla poprawnego funkcjonowania przyrody. Na podstawowym poziomie edukacji dowiadujemy się przecież, że dwutlenek węgla jest potrzebny roślinom do procesu fotosyntezy, więc jego odpowiednia ilość może być czynnikiem zwiększającym np. plony rolnicze.

W komunikacie znajduje się także wzmianka o tym, że nie ma realnych dowodów, by globalne ocieplenie zwiększyło ilość klęsk żywiołowych, a cały tekst zakończony jest dobitnym podsumowaniem, że nie grozi nam żadne zagrożenie klimatyczne. W związku z tym grupa badaczy stanowczo sprzeciwia się szkodliwej i nierealistycznej polityce zerowej emisji CO2 netto, zaproponowanej na rok 2050.

Zmiany klimatyczne. 1540 ekspertów twierdzi, że żadna katastrofa nam nie grozi
Grafika ukazująca cykliczność zmian klimatu, którą prezentują naukowcy na swojej stronie (źródło: CLINTEL)

Zielony biznes, który generuje miliardy zielonych dolarów

Od lat słyszymy o rychłej zagładzie ludzkości – najpierw, w okolicach 2000 roku, miała nas zabić dziura ozonowa, nieco później globalne ocieplenie, które w kulminacyjnym momencie miało zostać wzmocnione przez mini epokę lodowcową, natomiast teraz na naszą egzystencję czyhają zmiany klimatyczne. Nie ma z czego drwić, gdyż podobno jesteśmy o 1,5 stopnia C od momentu, w którym nastąpi anihilacja wszelkiego życia na planecie, a ziemia stanie się płonącą kulą.

Wybaczcie, rozpędziłem się, akurat to, co po przecinku, to jedynie moje wyobrażenie, które – tak jak modele naukowe – wcale nie musi się urzeczywistnić. Zmienność przedstawionych prognoz pokazuje, że opozycyjni naukowcy mogą mieć wiele racji po swojej stronie. Głosów negujących zagrożenie klimatyczne jest znacznie więcej, ale nie są one słyszalne w głównym nurcie.

Podsycanie tematu wszechobecnego zagrożenia i pielęgnowanie wizji nadchodzącego armagedonu zwiększa tolerancję społeczeństw na zmiany, które po krótkiej analizie okazują się być niekorzystne dla dobrostanu jednostki. Przykładów nie trzeba daleko szukać, obecnie jesteśmy świadkami wprowadzenia do bankowości i usług trackerów osobistego śladu węglowego. Póki co respektowanie wyliczeń aplikacji zainfekowanych tym systemem to czynność całkowicie dobrowolna, która niekoniecznie takową pozostanie na zawsze, a według wielu estymacji zmieni się w przymusową w momencie wprowadzenia do obiegu CBDC.

Cyfrowe pieniądze pozwalają emitentowi na całkowitą kontrolę, tym samym też na egzekwowanie indywidualnych norm emisji CO2. Wtedy już tylko osoby zamożne będą w stanie wykupić więcej kredytów, by przekonwertować je w kolejną podróż samolotem lub przekształcić w restauracyjny obiad z argentyńskim stekiem w roli głównej. Ta wizja może wydawać się teorią spiskową, ale nią nie jest, gdyż handel emisjami istnieje już od długiego czasu, tyle że na tę chwilę dotyczy firm, a nie osób prywatnych.

Realizowanie celów klimatycznych sprzyja zarabianiu pieniędzy. Na COP27 w Egipcie można było usłyszeć rzeczy, które dla przeciętnego Kowalskiego brzmią całkowicie niezrozumiale, na przykład to, jak świetnym pomysłem byłaby tokenizacja natury oraz uczynienie z emisji węgla nowego instrumentu finansowego na wzór derywat.

Warto zatem zadać sobie pytanie, czy aby agendy klimatyczne i działania aktywistów nie mają drugiego dna? Zastanowić się, dlaczego rządom na całym świecie zależy na ich szybkiej i pomyślnej realizacji? Czy nie jest tak, że troska o planetę stała się idealnym wytłumaczeniem dla urzędników, którzy forsują sprzeczne z naszym interesem cele?

Przydałoby się znaleźć odpowiedzi na te pytania nim skończymy w 15-minutowych miastach, wymienimy nasze samochody spalinowe na hulajnogi elektryczne, mięso krów na chrupkie świerszcze, a podróżowanie po świecie na cyfrowy substytut w metaverse.