Czuję, że po ostatnim wpisie o krześle gamingowym McDonald’s z podgrzewaczem do burgerów jestem Wam coś dłużny. Chcąc odkupić swoje winy i zmazać plamy z tłuszczu na honorze przygotowałem informację o czymś podobnym, a jednocześnie jakże innym. We wszechświecie bowiem najważniejsza jest równowaga. Nie przedłużając, chodzi o fotel biurowy, stworzony przez firmę Volkswagen, którym można przemierzyć korytarze firmy, tak jak przemierza się szosy autem. Jeżeli jesteś gotów na niezłą jazdę, to rozsiądź się wygodnie, zapnij pas i ruszamy… Po raporty do współpracownika.
Fotel, który jeździ z prędkością hulajnogi
Krzesło biurowe, jakie pokazał norweski oddział Volkswagena, to prawdziwy majstersztyk, który pozwoli jeszcze skuteczniej unikać szefa, jeszcze szybciej ulatniać się z nudnych zebrań i zjawiać się na stołówce najszybciej ze wszystkich. Opisywany fotel jest jak małe auto elektryczne. Dosłownie.
Jest wyposażony w 4-calowe koła z aluminiowymi felgami i logotypem marki, napęd na dwa koła, pedały do sterowania oraz kontroler i ekran, które są wbudowane w podłokietniki, a do tego światła LED, wyglądające tak, jak w prawdziwym samochodzie. Całość wykończona jest ciemnymi materiałami, które sprawiają, że siedzisko prezentuje się szykownie.
Na wyposażeniu znalazł się także zestaw audio, z którym kompatybilne są wyżej wspomniane światła. Puszczając muzykę, można sprawić, że zmienią się one w zestaw dyskotekowy i zamigoczą w rytm ulubionego hitu. Jaki jest ten idealny soundtrack do powolnej, pełnej lansu przejażdżki przez biurowiec? Chyba wiadomo, że They see me rollin’, They hatin’, Patrolling and tryin to catch me ridin’ dirty 😉
Prędkość nie jest na pozór zawrotna, bo 20 km/h to właściwie tyle, ile osiąga hulajnoga elektryczna, jednak nigdy nie widziałem szybszego krzesła. Zakładam, że tyle wystarczy, aby stać się królem prędkości na firmowych korytarzach. Zasięg siedziska, przy pełnym naładowaniu, wynosi 12 km i powinien wystarczyć na kilka dni jazdy. Gdyby tak się nie stało, bateria jest wyjmowalna i w awaryjnej sytuacji można z tego udogodnienia skorzystać, podłączając ogniwo do ładowania.
Konstruktorzy pomyśleli o bezpieczeństwie
Bezpieczeństwo, jak wiadomo, to podstawa, dlatego fotel wyposażony jest w pasy oraz klakson, który może posłużyć do informowania nieuważnych kolegów o naszej obecności. Zwłaszcza, gdy znajdują się na kursie kolizyjnym. Krzesło ma czujniki 360 stopni, wspierające jazdę oraz… kamerę cofania. Naprawdę. Powiedzenie „miej oczy z tyłu głowy” nabiera w tym przypadku nowego znaczenia, gdyż żaden manager nie zakradnie się do takiego pracownia niepostrzeżony, aby sprawdzić, czy wypełnia tabelki, czy może jednak przegląda Facebooka. Swoją drogą przeglądanie Facebooka jest już chyba passe.
Co więcej, krzesło ma praktyczny bagażnik o powierzchni 0,005 m3, do którego można załadować laptopa, dokumenty, a nawet kanapki na drugie śniadanie. Jeżeli zajdzie potrzeba przetransportowania czegoś większego, to bez obaw, Volkswagen pomyślał i o tym, montując specjalny zaczep, do którego wystarczy przypiąć bagaż, aby następnie pociągnąć go za sobą.
Krzesło powstało w celach marketingowych
Niestety, ten fotel to tylko jednorazowy projekt, który ma pomóc w promowaniu oferty elektrycznych pojazdów użytkowych firmy Volkswagen. Mimo że nie da się go kupić, można będzie się nim przejechać, bo takie jazdy testowe będą się odbywały w nadchodzących miesiącach na terenie całej Norwegi. Jeżeli tam mieszkasz i bardzo chciałbyś zasiąść za sterami tego krzesła, obserwuj stronę norweskiego oddziału Volkswagen na Facebooku, gdzie poznasz dokładne lokalizacje.
Skoro istnieje horrendalnie drogi soundbar z układem wydechowym od Porsche, to czemu taki fotel Volkswagena miałby nie znaleźć swojego miejsca na rynku? Myślę, że chętni istnieją i zapłaciliby prawie każdą cenę, żeby stylowo i wygodnie wozić się po biurze. Dokładnie tak, jak rapował kiedyś Sitek – pomału… I bezpiecznie.