Jakiś czas temu na łamach oiot pojawiła się moja recenzja Xiaomi Smart Sensor Set – taniego wstępu do smart home w każdym domu. Jeden z Was w komentarzu poprosił mnie o wyjaśnienie, jakie realne korzyści płyną, moim zdaniem, z tego typu gadżetów. A ja… wracam do Was z odpowiedzią.
Choć sam autor komentarza otrzymał ode mnie odpowiedź, to czuję, że nie padło tam wszystko, co można powiedzieć na ten temat. Doszedłem też do wniosku, że wiele osób zadaje sobie to samo pytanie i warto poruszyć temat przydatności smart home trochę szerzej niż w komentarzu. Pozwólcie zatem, że zamieszczę komentarz, do którego będę się odnosił.
Swojej odpowiedzi na ten komentarz, nie będę zamieszczał w tym wpisie. Nie dlatego, że się wstydzę, ale dlatego, że niejako odpowiada na pytanie zadane w komentarzu. Zainteresowani mogą zerknąć do recenzji Xiaomi Smart Sensor Set… 😉
Zacznę od tego, że… nie, nie przekonam niedowiarków. I to nie dlatego, że trudno jest przekonać sceptyka teorią, zamiast praktyką. Po prostu sam uważam, że dla większości konsumentów sprzęt z kategorii smart home – na tym etapie rozwoju – nie wykracza poza kategorie interesującego gadżetu.
A teraz już całkiem na serio – jakie widzę realne korzyści z tego typu domu inteligentnego? Jeszcze przed podzieleniem się z Wami moim zdaniem na ten temat chciałbym podkreślić, że pod żadnym pozorem nie chcę polemizować z czytelnikiem kryjącym się pod nickiem wuja. Wręcz przeciwnie, postawione tam pytanie jest bardzo trafne.
Sensowna inwestycja czy wyrzucanie pieniędzy?
Zacznę może od czegoś, co moim zdaniem stanowi spory problem technologii typu smart home – cena. Owszem, jak sam piszę w recenzji Xiaomi Smart Sensor Set, na podstawowy zestaw nie trzeba wydać zbyt dużo. Ale to zestaw wyłącznie podstawowy.
Nie ma nic dziwnego w tym, że wielu osobom zakup żarówek po kilkadziesiąt (gdzie kilkadziesiąt może oznaczać też „niemal sto”) złotych wydaje się być zupełnie bezsensowny. Zwłaszcza, że w przeciętnym domu trochę tych żarówek jest, więc nawet już na samo oświetlenie godne smart home można wydać małą fortunę. Ale…
Pozwólcie, że odpowiem trochę bardziej filozoficznie. Produkt jest warty tyle, ile konsument jest gotów za niego zapłacić. Dowodzą temu chociażby smartfony – przecież na flagowca z najwyższej półki trzeba wydać ponad cztery tysiące złotych! W gruncie rzeczy, można za tyle samo kupić zadowalającego smartfona, podstawowy aparat bezlusterkowy i zostanie jeszcze na dobry obiad na przypięczetowanie udanych zakupów.
Myślę więc, że aspekt kosztów możemy pominąć – każdy chyba po prostu musi czuć, że dany produkt jest dla niego warty daną kwotę. Tak jest ze smartfonami, komputerami, słuchawkami, samochodami czy wreszcie sprzętem typu smart home.
A co z koniecznością programowania?
Cóż, w istocie jest to pewna przeszkoda. Myślę, że mniej odczuwalna kiedy budujemy swój dom od zera i wszystkie instalacje planujemy pod kątem zbudowania inteligentnych systemów – wymaga to oczywiście sporego nakładu czasu i wiedzy, ale należy do zupełnie innej kategorii wysiłku. Takiej bardziej „inwestycji w przyszłość”.
Nieco bardziej problematyczna jest jednak implementacja gotowego rozwiązania na gotowe rozwiązanie. Wiem to po sobie – przycisk do zapalania żarówek jest naklejony nad klasycznym włącznikiem i każdy musi po prostu wiedzieć, żeby klikać ten u góry. Niby taki smart home, a trzeba się zastanowić jak włączyć światło…
Ba, zastosowane przeze mnie inteligentne żarówki są mocowane na gwincie E27, podczas gdy mój żyrandol jest przystosowany do żarówek E14. To nie tylko wygenerowało konieczność zastosowania adaptera, ale też znacznie pogorszyło walory estetyczne żyrandola. Cóż, trzeba będzie go wymienić… 😉
Mimo wszystko, kiedy chcemy bawić się w ten inteligentny dom, to aspekt zaprogramowania odpowiednich scen właściwie przychodzi z łatwością i przyjemnością. Jest to pewien sposób realizacji swoich planów, który wcale nie jest taki czasochłonny – wystarczy ledwie kilkadziesiąt minut.
Oczywiście wiem, że aspekt wydatków i programowania całości, został poruszony w specyficznym kontekście. Mianowicie w kontekście korzyści płynących z zastosowania rozwiązań tego typu u siebie – przejdźmy zatem do rzeczy.
Korzyści płynące z inteligentnego domu
Zacznę od cytatu z komentarza, na podstawie którego piszę ten tekst.
Bo mam wrażenie – pewnie mylne – ze właśnie do tego się to teraz sprowadza: smarthome robi to co inne rzeczy potrafią, tylko robi to inaczej
Komentarz wuja
Nie wiem czy się ze mną zgodzicie, ale… tak, to prawda. Musimy jednak rozbić systemy inteligentnego domu na dwie różne kategorie.
Pierwsza z nich, to kompletny system inteligentnego domu. Osobiście nie miałem realnej i długofalowej styczności z takim rozwiązaniem, niemniej są one jak najbardziej możliwe. Mówimy tutaj o infrastrukturze zintegrowanej z całym domem.
Jakiś przykład? Powiedzmy, że połączymy ze sobą system ogrzewania, rolet oraz klimatyzator tak, aby móc sterować temperaturą w naszym domu. Odpowiednie zaprogramowanie systemu i dom będzie dbał o to, żeby komfortową temperaturę uzyskać nie tylko szybko, ale też ekonomicznie.
No, tak to wygląda w teorii. Ale kto z nas ma taki system u siebie w domu? Na ten moment dla przeciętnego konsumenta to wizja przyszłości – nie tylko ze względu na konieczność reorganizacji infrastruktury, ale też potężne koszta, jakie się z tym wiążą.
A nawet ci, którzy mają możliwość poradzenia sobie z oboma tymi kłopotami, stają przed kolejnym – implementacja tego typu rozwiązań jest tak inwazyjna i trzeba zwyczajnie mocno chcieć, żeby się na nią pokusić. Tu wchodzi aspekt kłopotliwego bawienia się w implementację systemu – w takim wymiarze, uwaga wuja jest jak najbardziej aktualna.
Prosty smart home, czyli śrubokręt a wkrętarka
Bo efekt nie jest taki jak ten, że koniem też można wszędzie dojechać, ale samochodem jakoś lepiej. Przekonasz niedowiarków, ze to ma jakiś prawdziwy, a nie gadżetowy sens?
Komentarz wuja
Szczerze? Nie. W nagłówku posłużyłem się przykładem przeskoku między śrubokrętem a wiertarką, ale możemy też odnieść to do środków transportu. Moim zdaniem na obecnym etapie rozwoju elementy typu smart home dostępne dla przeciętnego konsumenta to raczej przeskok między automatyczną skrzynią biegów, a manualem. To nie rewolucja, to ewolucja – dla niektórych na tyle silna, że nie potrafią bez niej sobie poradzić. Dla innych – zbędny bajer.
Myślę o wszystkim, co potrafią tanie zestawy służące do „zabawy” w smart home. Czy są w stanie zrobić coś, czego – ewentualnie większym nakładem pracy – nie jestem w stanie zrobić samodzielnie? Nie.
Na obecnym etapie rozwoju technologii (podkreślę raz jeszcze – dostępnej dla przeciętnego konsumenta, również finansowo) mówimy raczej o optymalizacji, automatyzacji i ułatwianiu pewnych czynności, a nie wprowadzaniu życia na zupełnie nowy poziom.
Czy jest w tym coś złego? Po raz wtóry – nie. Nowoczesne technologie, zwłaszcza te z segmentu „inteligentny dom za kilkaset złotych”, to nie są twory zupełnie samodzielne. Nie są to rewolucyjne wynalazki, które zmienią życie.
Tak naprawdę to usprawnienie tego, co bardzo dobrze już znamy. Inteligentne domy niejako wyrastają na codziennych czynnościach, które starają się poprawić. Nie ma tutaj mowy o wymyślaniu koła na nowo.
Gadżet czy ułatwienie życia?
Myślę, że zgodzicie się ze mną, że to kwestia w zupełności sporna. Dla mnie zestawienie ze sobą do kupy wszystkich drobnostek sprawia, że zalety znacznie przewyższają koszta czy inwestycje czasu. Zwłaszcza, że ten zainwestowany czas wolny był przyjemnym obowiązkiem, a nie straszną karą.
Wiem jednak, że są tacy, do których zupełnie to nie trafia. I wiecie co? I nic w tym dziwnego. Coś jednak sprawia, że coraz więcej osób sięga do tej technologii z zainteresowaniem – a są tacy (nawet w naszej redakcji – o Tobie mowa, Kacper ;)), którzy swój dom wyposażają w kilka równolegle działających systemów łącznie składających się z wielu urządzeń.
Inteligentny dom nie definiuje życia na nowo. Tak jak nie zmienia go nowy zegarek, najnowszy smartfon czy wyposażona w dużo funkcji myszka do komputera. To wszystko to niejako „nakładka” uprzyjemniająca codzienność.
Czy smart home ma jakiś prawdziwy sens?
Nie chcę wchodzić tu w polemikę typu – jedni wolą jeździć na koniu, inni samochodem, hehe. Proste systemy smart home to zupełnie nie coś, co można sprowadzić do tego typu innowacji. To wszystko dopiero przed nami.
Smart home to ta gałąź rynku, która dopiero się rozwija. Wszystko to, o czym mówimy póki co, to tak naprawdę namiastki. IoT to jednak gałąź niezwykle interesująca, nad którą warto się pochylić – chociażby po to, żeby przeczytać o technologii coś innego niż kolejny przeciek dotyczący kolejnego flagowca.
Zapewniam Was, że jako ekipa tworząca oiot nie mamy inteligentych domów pełnych futurystycznych rozwiązań, nie mamy codziennego dostępu do 5G, a towarzyszami naszych rozmów nie jest sztuczna inteligencja. Postanowiliśmy wykroczyć z tą tematyką poza dedykowaną kategorię „Smart Home” na Tabletowo, bo uważamy, że jest wystarczająco obszerna, przyszłościowa i interesująca, a nie na zasadzie chybił-trafił.
Po prostu wszyscy wierzymy, że ta technologia ma potencjał. Dopiero się rozwija, ale z roku na rok będzie coraz bardziej dopracowana, coraz tańsza, coraz powszechniejsza, aż wreszcie – będzie dodawała do naszego życia więcej niż „pierdoły”.
Ale na to wszystko potrzeba jeszcze czasu, bo to wszystko to dopiero nowości. Póki co inteligentny dom w konsumenckim wymiarze to rzeczywiście gadżet. A jak będzie za parę lat? To się okaże.
Po co ludziom ten smart home?
Na samym końcu tego wpisu chciałbym odpowiedzieć na pytanie, które padło na początku komentarza, do którego cały czas się odnoszę. Po co ludziom ten smart home?
Nie da się ukryć – póki co to przede wszystkim gadżet i coś w rodzaju ucieleśnienia hobby. Zapoznawanie się z nową technologią, próba wdrażania jej do swojej codzienności – to dopiero początek, coś w rodzaju rozgrzewki.
Jak wuja słusznie zauważył – od tego jest zegarek na ręce, smartfon przy łóżku czy setki innych rozwiązań. Rzecz w tym, że ostatecznie smart home nie poszerzy liczby rozwiązań, z których będziemy korzystać, a raczej je zastąpi.
Owszem, łatwo można się przyzwyczaić do tej wygody, ale to na pewno nie jest coś, bez czego nie da się żyć. Jednak szczerze wierzę, że wraz z czasem tego typu rozwiązania będą coraz to bardziej oczywiste – tak jak teraz pralka automatyczna, zmywarka czy, uderzając bardziej w technologiczny ton, słuchawki bezprzewodowe lub true wireless.
A Wy, jakie macie zdanie o współczesnej wizji smart home? Dajcie znać w komentarzu. I nie zrozumcie mnie źle – systemy smart home to coś, co mnie naprawdę interesuje. Ale skłamałbym twierdząc, że implementacja najprostszych systemów do naszego domu zmienia życie bezpowrotnie.