Ukraina wykorzystuje bomby stworzone za pomocą druku 3D
Źródło: Pexels/Mathias Reding

Ukraina wykorzystuje bomby stworzone za pomocą druku 3D

Ukraina jest w stanie wojny z Rosją i poszukuje coraz to nowszych rozwiązań, które pozwolą kontynuować działania na polu bitwy. Bomby produkowane w technologii druku 3D mają pomóc załatać braki w asortymencie wojskowym oblężonego kraju.

Wojna się nie zmienia

Konflikt na Ukrainie trwa i w sposób pośredni wpływa na komfort naszego życia oraz na zasobność naszych portfeli. W mediach obserwujemy z przejęciem, jak prezydent Zełenski zapewnia, że obecna kontrofensywa posuwa się naprzód, że jest nie do zatrzymania, aczkolwiek później widzimy, że słowa te nie mają większego przełożenia na rzeczywistość, ponieważ na mapach live nie sposób dostrzec, by działania AFU jakkolwiek zagrażały rosyjskim umocnieniom.

Z wielu jednak względów, w tym geopolitycznych, konflikt na wschodzie jest podtrzymywany za pomocą zachodnich dotacji, obecności służb oraz dostaw broni. Pół biedy, gdyby te docierały w całości na pierwszą linię ognia, ale tak nie jest. Wadliwy system oraz wszechobecna korupcja sprawia, że część nowoczesnego uzbrojenia ląduje na internetowych aukcjach, stając się łakomym kąskiem dla grup terrorystycznych i wszelkiej maści przestępców.

Wielu Europejczyków domaga się skutecznej dyplomacji i kieruje pytanie – kiedy to szaleństwo się zakończy, a ludzie przestaną ginąć? Odezwy te najwidoczniej trafiają w próżnię, gdyż dla wielu koncernów wojna i jej skutki to po prostu zbyt dobry biznes, by zaprzątać sobie głowę pokojem i losem zwykłych śmiertelników.

Śmiercionośny druk 3D, czyli bomby z drukarki w ukraińskim arsenale

The Economist donosi, że Ukraińcy wykorzystują technologię druku 3D nie tylko do wytwarzania protez i sprzętów ochronnych, ale także do tworzenia broni ofensywnej, takiej jak bomby. Dokładniej, do produkcji korpusów tychże, które następnie wystarczy wypełnić materiałami wybuchowymi C4 oraz stalowymi odłamkami, by pocisk był gotowy do zrzutu.

Jest to najczęściej chałupnicza praca, wykonywana w dużej mierze przez cywili (w tym przez grupy spoza Ukrainy), która ma na celu załatać braki w asortymencie wojskowym i zastąpić mało efektywne granaty, które zrzucano na rosyjskie pozycje z dronów. Pociski te okazały się lepszym rozwiązaniem, gdyż są w stanie przetransportować większą ilość materiałów wybuchowych (800 gramów zamiast 300 gramów).

Co ciekawe, inżynierowie odpowiedzialni za ten proceder deklarują, że wspomagają się wskazówkami udzielonymi przez popularną sztuczną inteligencję, czyli przez ChatGPT. Jak wiemy, ten posiada pewne ograniczenia, ale istnieją sposoby, zresztą dobrze opisane w przestrzeni internetowej, które pozwalają je skutecznie obejść.

Według szacunków, funkcjonuje obecnie około 200 grup produkcyjnych, które są w stanie zapewnić około 1000 sztuk tej broni dziennie. Okazuje się jednak, że ukraińskie wojsko oczekuje zwiększenia tempa produkcji i dostaw oscylujących przynajmniej na poziomie 1500 egzemplarzy dziennie.

Te śmiercionośną broń nazwano przekornie „cukierkowymi bombami” lub „królikami”. Nam pozostaje mieć nadzieję, że żadna z tych bomb nie spadnie na osiedla cywilne, place zabaw, czy inne miejsca, w których mieszkają i przebywają zwykli obywatele. Druk 3D to fantastyczny wynalazek, który można wykorzystać do tego, by pomóc ludziom, a nie do tego, by ich zabijać.