Okazuje się, że widzenie przez ściany jest możliwe i to za sprawą sygnałów Wi-Fi. Czy to już czas, aby zacząć się martwić i zmienić swój dom w klatkę Faraday’a?
Jak to w ogóle działa? Wi-Fi może nas obserwować?
Autorami eksperymentu są trzej naukowcy z Carnegie Mellon University w USA – Jiaqi Geng, Dong Huang oraz Fernando De la Torre. Wykorzystali oni routery TP-Link Archer A7 AC1750, system mapowania DensePose oraz autorską sieć neuronową, by – dosłownie – widzieć przez ściany. Ich oczami stały się sygnały Wi-Fi, te wychodzące oraz przychodzące, których gęstość ulegała zmianie, gdy natrafiały na jakiś obiekt. Funkcjonowanie takiego systemu najłatwiej porównać do działania sonaru.
Następnie opracowany algorytm przetwarzał zgromadzone informacje i przekształcał je w obrazy, na których dało się odczytać położenie, ruch, a nawet wzrost ludzi znajdujących się w pomieszczeniu. Skuteczność narzędzia była bardzo wysoka i tylko w kilku przypadkach wizualizacje były niekompletne lub pokazywały osoby w nienaturalnych pozach.
– Opracowaliśmy głęboką sieć neuronową, która odwzorowuje fazę i amplitudę sygnałów Wi-Fi na współrzędne UV w 24 regionach ludzkich. Wyniki badania pokazują, że nasz model może oszacować pozę wielu obiektów, z wydajnością porównywalną do metod opartych na obrazie, wykorzystując sygnały Wi-Fi jako jedyne dane wejściowe.
– czytamy w badaniu
Bez wątpienia metoda ta może być swojego rodzaju rewolucją, gdyż jest tańsza od czujników LiDAR, mniej kapryśna od kamer, a samo Wi-Fi, przynajmniej w zachodnim świecie, dostępne jest niemal wszędzie.
Oczywiście, jest kilka aspektów, wymagających dopracowania, ale autorzy zdają sobie z tego sprawę, chociażby skuteczność obrazowania większych grup ludzi jest kwestią rozwojową, która może przesądzić o potencjalnej adopcji w obiektach użyteczności publicznej. Na razie routery były w stanie namierzyć maksymalnie trzy osoby bez większych anomalii.
Wcześniej miały miejsce podobne próby pod kuratelą MIT
Naukowcy z MIT już w 2013 roku znaleźli sposób, pozwalający wykorzystać sygnały telefonów komórkowych jako sposób widzenia przez ściany. Był to jednak zdecydowanie mniej skomplikowany system niż ten wyżej opisywany, gdyż pozwalał zidentyfikować co najwyżej takie rzeczy, jak liczba osób w pomieszczeniu czy proste gesty obecnych tam ludzi.
W 2018 roku inny zespół z MIT poszedł krok dalej, udoskonalając metodę związaną z widzeniem poprzez Wi-Fi, przede wszystkim o lepsze obrazowanie, które pokazywało osoby jako postacie składające się z kresek.
Autorzy wszystkich tego typu projektów twierdzą chóralnie, że jest to robione dla naszego dobra, z myślą o ludziach starszych i samotnych. Jednak nie do końca chce mi się wierzyć w tego typu deklaracje, bo doskonale zdaję sobie sprawę, że taka technologia jest jak naładowany karabin i w niepowołanych rękach mogłaby zafundować nam namiastkę prawdziwej dystopii.
Już teraz miewamy problemy z prywatnością i słyszymy o różnych nadużyciach, związanych z systemami inteligentnego domu, które potrafią rejestrować nawet tak intymne chwile z naszego życia, jak pobyt w toalecie.
Być może taka klatka to nie jest wcale głupi pomysł…